Krzysztof Zalewski: czy spokój jest lepszy niż haj?

Czy żałobę da się przeżyć po dwudziestu latach? Czy rzucanie narkotyków zabierze nam talent? Czego można nauczyć się na spływie kajakowym? Czy od wychodzenia na scenę można się uzależnić? Dlaczego spokój jest lepszy niż haj? Czy nałogowcy cały czas są w szkole? O tym wszystkim rozmawiamy z Krzysztofem Zalewskim. Posłuchajcie koniecznie!

Nie wiemy, czy wiesz, ale partnerem naszego podcastu jest SOTI Natural – firma, która wie jak parzyć liście herbaty i nie tylko. Na hasło „POODWYKU” w ich sklepie masz 15% rabatu.

Obejrzyj odcinek na YouTube

Przeczytaj rozmowę Jakuba Żulczyka i Juliusza Strachoty z Krzysztofem Zalewskim z kolejnego odcinka podcastu „Co ćpać po odwyku”

Kochani, podcast „Po Odwyku”, znany również pod nazwą „Co ćpać po odwyku”.

Kolejny odcinek.

Ja się nazywam Żulczyk, ze mną jest Strachota, a z nami jest nasz fantastyczny gość Krzysiek Zalewski.

Zanim powitam cię bardzo serdecznie, Krzysiek, muszę powiedzieć formułkę, taką jak na mszy świętej, czyli bardzo wam dziękujemy, że nas wspieracie.

Wspierajcie nas dalej, wspierajcie nas na Patronite, jakby dajcie suby, bebebebebe.

Partnerem naszego podcastu jest, producent pysznego napoju, Soti.

I co?

Czy ja już powiedziałem wszystko?

Wszystko, no módlcie się za nas.

Praise Jesus, halleluja.

Krzysiek, bardzo serdecznie witam cię w naszym podcaście.

Bardzo się cieszę, że do nas przyszedłeś.

Słuchałem wczoraj twojej nowej płyty, którą udostępnił mi twój człowiek z wytwórni, z Kajaxu.

Kurde, jest tam parę naprawdę poruszających piosenek, muszę ci powiedzieć.

Przy tej piosence o mamie, to tak mi się trochę zaszkli, jak jechałem metrem i tak, kurde, wiesz, popatrzyłem na buty, żeby nikt nie zobaczył, że mi się tam coś zaszkliło, kurcze, no taka w ogóle mocna rzecz, muszę ci powiedzieć.

Dziękuję.

Wiesz, ale bo to jest też, dlaczego od tego zaczynam, bo ja mam wrażenie po niektórych tych piosenkach, że tam jest jakieś, są różne przepracowane sprawy.

No na pewno więcej jest ich przepracowanych niż było wcześniej, albo przynajmniej są przepracowywane.

Tak jak chociażby, skoro zacząłeś od mamy, to na terapii się dowiedziałem tam z półtora roku temu, że ja żałoby po mamie w ogóle nie przerobiłem.

Jak to przecież, ja wiesz, mówiłem o tym otwarcie pięciu znajomych, ale jednak.

I wydawało mi się, że minęło 19 lat, no to już mam to, zaraz będzie 20 w październiku, no to już mam to załatwione i okazało się, że nie, że ja to cały czas chowałem pod dywan, że to jakiś taki jest system obronny, że jeżeli emocja jest potencjalnie za duża i może cię zniszczyć, no to ją gdzieś tam, wiesz, usuwasz na bok, nie?

Więc dopiero teraz przyszedł ten czas, że mogłem się zmierzyć z tą stratą i puścić to powoli.

Ja zawsze traktowałem pisanie piosenek trochę autoterapeutycznie, więc to też mi pomogło, bo jak ja pisałem ten numer, ja nie byłem go w stanie zaśpiewać, jak tam nagrywałem demo, bo po prostu gardło mi się ściskało.

No ale jak już to przeszedłem, to jakoś tak czuję, że coś się uwolniło, że skoro mogę publicznie o tym powiedzieć, o tej stracie, no to mogę jakoś się już z nią pogodzić i puścić, bo to żałoba jest zdrowym objawem, no jeżeli była bliska relacja, no to też są silne emocje związane ze stratą, ale też przychodzi moment, tak mi się wydaje, że to już trzeba puścić, żeby nie promieniowało to na moje obecne życie w jakiś niedobry sposób, więc cieszę się, że ten moment nadszedł, jestem bardzo wdzięczny, nie wiem, losowi, kosmosowi, Bogu, komukolwiek, że miałem taką cudowną mamę i już, jakby też tą piosenką trochę jej oddaję hołd, powiedzmy, bo była najważniejszym człowiekiem dla mnie w życiu na pewno i mogę to już zostawić po prostu, i to jest takie uwalniające.

Bo 19 lat, to kurcze, raz, że szmat czasu, a dwa, no to ty byłeś strasznie młodziutkim w ogóle chłopakiem wtedy, nie?

Tak.

A to było już wtedy, bo to już wtedy chyba byłeś obecny w muzyce, nie?

To już chyba wtedy był ten idol, tak?

Tak, tak, no to w ogóle z idolem była śmieszna sytuacja, że moja mama zachorowała, jak miałem 13 lat i otarła się o śmierć, ale jakoś wyszła z tego, ona miała guza mózgu i nikt mi nie powiedział wtedy, że ten typ, guza, jakby on nie był wycięty do końca, bo nie dało się, bo tam wypustki, że tak powiem, po całym mózgu rozsiał i że to będzie odrastać.

Nikt mi tego nie powiedział, więc ja byłem przekonany, że to jest już załatwiony temat.

No i właśnie jak się dostałem do Idola i już zaczęła się ta przygoda tego teleturnieju, tam wiesz, machania rączką w telewizji, to moja mama trafiła do szpitala po raz drugi i szykowali ją do drugiej operacji, gdzie to też po znajomości, gdzieś tam, bo już ten guz był na tyle duży, że był nieoperowalny wedle lekarzy i tak dalej, więc Polska, wiesz, prezenty, w sensie nie łapówki, no ale wiesz, ale już tam ciotka była malarką, to obraz, wiesz, tutaj ktoś flaszkę przyniósł lekarzowi, coś, żeby jednak spróbowali.

Więc ja nikomu nie mówiłem o tym, tym bardziej publicznie, bo stwierdzałem, że to nie ma sensu, ale wiesz, tutaj robiłem z siebie pajaca w telewizji, po czym wsiadałem w pociąg, nie miałem prawa jazdy jeszcze bardzo długo, co na szczęście i jechałem do szpitala, gdzie piguły dostawały, wiesz, apopleksji na mój widok, że Jezus Maria, przyjechał człowiek z telewizji, wiesz.

I moja mama tam, pamiętam kobiety, które leżały z nią na sali, wiesz, też tam po prostu, że człowiek z telewizji, a moja mama tak, „Synek, tam pokazuję na telewizor, kiedy Ty się przestaniesz wygłupiać w końcu”.

Więc to też było takie dobre, no bo wiesz, z jednej strony ja miałem świadomość, że tam nie umiałem śpiewać, że wiesz, tak wszedłem trochę od kuchni, no ale może Ci odbić palma, że jednak wiesz, klaszczą Ci, no to chyba jesteś fajny, skoro Ci klaszczą, no tak działa mózg.

I tutaj mama była tym takim czynnikiem jednak prostującym, nie, sprowadzającym na ziemię, bez krytykowania, tylko takim, wiesz, no, reality check, nie.

No to musiało być potwornie ciężkie, wiesz, jesteś młodym gościem, nie dość, że sama ta sytuacja jest super trudna, bo wkraczasz w jakiś w ogóle Hyde Park, wiesz, dookoła jest po prostu, no, jakaś kompletnie elektryczna sytuacja, no i nagle jesteś gwiazdą telewizji i siedzi przed tobą jeszcze w ogóle ten Wojewódzki w ogóle tam skrzeczy na ciebie, wiesz, bo to jeszcze, ten teleturniej według dzisiejszych jakichś standardów, powiedzmy, jakiegoś tam, powiedzmy, zachowania publicznego i nie tylko, był taki bardzo przemocowy, nie, oni wiesz, po prostu siedzieli i tych, niektórych tych ludzi po prostu wyciągali, znaczy, Ty wygrałeś to akurat, więc Ty byłeś jakby beneficjentem tego, nie, ale też było to ryzyko, że po prostu nagle na oczach całej Polski, bo wszyscy to oglądali, no, zostaniesz, wiesz, tam upokorzony, tak naprawdę zelżony i wyśmiany kompletnie i tak dalej, więc, a w tym wszystkim jeszcze taka sytuacja, no to, no to, kurde, to jest trudno sobie w ogóle wyobrazić, nie.

No ja mam ciekawe życie, jak sobie teraz o tym myślę, to naprawdę, ja mam ciekawe życie, nie zawsze ono jest może łatwe, no jak każdy, wiesz, mam, że tak powiem, momenty górek i dołków, ale to było ciekawe doświadczenie i tak z perspektywy czasu, ja też wiedziałem już wtedy o tym, jakoś miałem jakiś rodzaj świadomości, że przez to, że, wiesz, że ta sytuacja mnie sprowadzała do parteru, moja mama przeżyła jeszcze tą drugą operację, ale no niestety już były powikłania, tak to nazwijmy i no już była niesprawna, jakby lewą część ciała miała nagle niesprawną po operacji, więc dwa ostatnie lata życia spędziła na wózku inwalidzkim, w sensie na łóżku takim szpitalnym w domu, ale wiesz, no musiałem ją nosić, tam wozić na wózku i tak dalej, przychodziły jakieś panie pielęgniarki z tych MOPSów, MOPRów do pomocy, więc tutaj jeździłem, już grałem jakieś koncerty, wiesz, tam udawałem, wiesz, że „Hej, proszę bardzo, klaszczcie mi”, już oczywiście alkohol też się pojawił, też to jest zajebiste, że dopiero na terapii, po tych tam latach dziewiętnastu czy osiemnastu, bo to powiedzmy zacząłem z półtora roku temu, nagle skleiłem klamkę z drzwiami, nie?

Nie kojarzyłem, klamkę, drzwi, co to ma wspólnego ze sobą, że ja zacząłem używać substancji w momencie, kiedy moja mama zachorowała ciężko, że to jest jakby, odkryłem znieczulającą moc środków, nie?

Ale w ogóle nie skojarzyłem tego, że to coś miało wspólnego, że dlaczego akurat w tym momencie, wiesz, no, więc tutaj wysiewałem na scenie, no ale z drugiej strony musiałem wrócić do domu i się zajmować mamą, nie?

I już nie będę wchodził w szczegóły, bo to nikogo nie interesuje, natomiast takie, no bardzo, wiesz…

A to te alkohol i te substancje inne ci to jakby zamknęły cię na tą żałobę, czy to, że ty jakby takie podwójne życie bardzo wcześnie zacząłeś prowadzić i musiałeś się uśmiechać i pajacować na scenie i telewizja?

Nie, to ja, wydaje mi się, że to nie to, no, po prostu miałem 13 lat i no naprawdę nie wiadomo było jak będzie.

Ja mieszkałem przez pół roku u, wiesz, u rodziny przyszywanej, bo w zasadzie nie miałem prawdziwej rodziny, tylko przyjaciół mojej matki.

To też jest świadectwo jej charakteru, że mimo tego, że tam wspólnej krwi nie miałem z wieloma osobami, miałem dziadka jeszcze żyjącego, jakąś ciotkę, z którą mam chyba wspólnego pradziadka, no to cała reszta mojej bardzo licznej rodziny to byli przyjaciele mojej mamy po prostu.

Wujkowie tak zwani i ciocie i jak przyszła koza do woza i okazało się, że jest dramat, to wszyscy tak pomagali, tam tyle osób się przewijało przez to łóżko szpitalne, tak bardzo się mną zajmowali, nie było w ogóle żadnego problemu, że ja znalazłem, wiesz, jeden dom, drugi.

Ja mieszkałem przez pół roku u różnych znajomych tak naprawdę i dostałem od nich poczucie bezpieczeństwa, jakąś taką opiekę, wiesz, to jest niesamowite szczęście.

No i mówię, jest to świadectwo jej charakteru, jak bardzo ją kochali ludzie.

I wtedy jak już to przeszło, jak okazało się, że ona przeżyje, to ta rodzina stwierdziła, że należy mi się trochę odpoczynku, żebym po prostu głową gdzieś był indziej i wysłali mnie, pamiętam, najpiękniejsze chyba wakacje w moim życiu, bo już wiedziałem, że jest okej, że już jakoś to się poukłada i byłem przez dwa miesiące na czterech obozach po kolei, dwa tygodnie na Węgrzech, dwa tygodnie na obozie chóralnym, dwa tygodnie na obozie anglojęzycznym i dwa tygodnie w Tatrach Wysokich po raz pierwszy.

I na tych wakacjach odkryłem po prostu, po raz pierwszy, że jak wypiję browara, to nagle jest bajkowo w ogóle.

Nie mam żadnych zmartwień, nie muszę myśleć o tym wszystkim.

No i to gdzieś tam już utkwiło i potem im dalej w las, ja myślę, że też z perspektywy czasu dopiero to zobaczyłem, że jak ja miałem już lat 15, 16, a to jeszcze było śmieszne, że ja naprawdę miałem jakiś deficyt hormonalny i ja później zacząłem rosnąć, w ogóle się rozwijać i tak dalej, więc naprawdę jak miałem te lat 15, to wyglądałem na 10 i ostatnio jakieś zdjęcia przeglądałem i widzę z jakiegoś wyjazdu, tam nie wiem, obozu narciarskiego czy coś, mam 16 lat i patrzę, kto temu dzieciakowi dał browara, bez przesady, jakiś dwunastolatek po prostu z browarem siedzi, kolegów mam już zarośniętych, a ja siedzę tam z piwkiem, wyglądam na lat 12.

I już wtedy, jak miałem te lat 16, jak tak spojrzę teraz, to ja już wtedy używałem substancji w taki sposób uzależnieniowy, nie było ciągów, nie było takich rzeczy, natomiast jak już siadałem, to też kultura wschodu trochę, jestem z Lublina, że tam jest, było przyzwolenie wtedy na to.

Chcieliśmy sobie dodawać męskości, więc takie dzieciaczki chude po prostu siedziały i co, pijemy na szklanki, no pewnie na szklanki, więc była szklanka, gwóźdź i koniec imprezy, ale wiesz, były starania przynajmniej.

No wtedy, ale też w tym wieku, tak się pije totalnie do odcinki, nie znasz jakichkolwiek granic organizmu i trochę nawet robisz to po to, żeby zobaczyć w ogóle, wiesz, po prostu nawet chcesz trochę tego, chcesz tej odcinki, chcesz tej straty przytomności, wiesz, chcesz się zarzygać, bo to jest trochę taka „o, zobaczę co się stanie”, nie jest to jakiś w ogóle, nie myślisz w ogóle o tym w kategoriach, że ty jutro się będziesz źle czuł, czy coś takiego.

No mnie też tego nauczyły wizyty na różnych takich, wiesz, wyjazdy na różne takie obozy, jakieś takie młodzieżowe, językowe i tak dalej.

I też ostatnio miałem taką sytuację, że spotkałem po latach kolegę serdecznego, którego poznałem na takim obozie w Toruniu i on w ogóle w prezencie mi przyniósł odbitki zdjęć stamtąd, których ja nigdy w ogóle nie miałem, nie?

I mam w domu, wiesz, i miałem identyczną w ogóle refleksję jak ty, zobaczyłem te zdjęcia.

W ogóle wtedy miałem takie długie włosy czarne, byłem dosyć szczupły i co trudno w ogóle sobie wyobrazić dzisiaj pewnie taki, kurczę, trochę efebowaty.

Ja w ogóle miałem nawet nie tyle, kto temu dziecku dał alkohol, tylko miałem kto tej dziewczynce dał w ogóle, wiesz?

Kto tej dziewczynce dał ten alkohol, nie?

I…

Ale też to były takie w ogóle zachowania, ten usług…

„Ucieczka” mam wrażenie jest trochę o tym, nie?

„Ucieczka”?

Nie, nie, nie.

„Uciekaj” tak.

„Uciekaj”, tak.

Przepraszam, czuję emocje.

„Uciekaj” jest tak.

Myślę, że dla osób, które się gdzieś tam otarły o…

Czytelne jest to.

To jest dosyć czytelne, bo tam szczególnie puenta jest, wiesz?

„24 szanse by cię znów nie spotkać”.

To jakby dla wszystkich, wiesz, że tak powiem naszych, to jest czytelne bardzo, nie?

Cieszy, cieszy.

Tak, tak.

Pomyślałem sobie, że kurczę, koledzy, wiesz, pomyślą sobie, że…

Ale tak jak rzeczywiście przy utworze o mamie, rzeczywiście mam to coś, co jest u mnie rzadkie, że po prostu oczy mi się szklą, nie?

Że jakby jest…

Po prostu ta emocja przechodzi, nie?

Że to jednak też cieszy mnie, muszę przyznać, że utwór Edith Piaf, jakby cieszy, bo on jest na iluśtam…

Nawet tam, pamiętam, gdzieś wymieniałeś, że tam dwa poziomy są.

Dla mnie tam jeszcze ze trzeci jest po prostu, bo on też opowiada o takiej zgodzie i odłożeniu.

Kurczę, no było jak było, no jakby, nie?

Teraz jest, a teraz jest teraz, prawda?

On, on, na iluś warstwach utwór, którym tam pada, nie zacytuję dokładnie, że nie zmieniałbym nic, takie jest stwierdzenie.

On jest, działa na takim poziomie, że w pewnym momencie, że tak powiem naszej kariery trzeźwieniowej, jeżeli się ocieramy, zwłaszcza o A, to mamy ten siódmy i ósmy krok, ale w ogóle taką narrację, że po prostu musimy w tej przeszłości się zagrzebać i przepraszać i zadośćuczyniać i tak dalej.

Miałem w pewnym momencie już taki przesyt tego wszystkiego, ile ja mogę tam włazić, po prostu ludziom innym, sobie i on jest taki, no właśnie, to jest jakby o tym etapie też dla mnie, dla mnie ten utwór jest super, po prostu.

W nim jest też super zgoda taka, w ogóle w tej płycie jest dużo zgody.

To jest, no, ty masz takie poczucie, że jesteś w takim miejscu, to jest pytanie, o którego w ogóle miałem zacząć rozmowę z tobą, że ty jesteś w takim miejscu, które jest okej, że jesteś taki, nie wiem jak to dobrze powiedzieć, no że czujesz się na miejscu, czujesz się okrzepnięty, jeśli chodzi o czasoprzestrzeń, o miejsce twojego życia?

Zdarza mi się coraz bardziej, w sensie, chyba jeszcze tam nie doszedłem, ale nigdy nie byłem bliżej, że już mam naprawdę, mam takie dni, że mam taką prawdziwą w sercu akceptację, bo w głowie to ja ją mam, tylko że wiesz, możesz mówić różne rzeczy, a jeszcze musisz je poczuć gdzieś tam w brzuchu, w sercu głęboko, nie?

Więc z tym jeszcze miewam problemy, ale jeszcze się trochę miotam, ale jestem na pewno bliżej i są takie po prostu cudowne momenty, gdzie nie tylko w słowach to mówię, że chcę tu być, właśnie nie, że nie chcę tu być, chcę stąd uciec, tylko że chcę tu być.

Tu jest najlepiej, tu jest najlepiej i teraz jest najlepiej.

To jest ten moment, jakby godzę się na to wszystko i mam zaufanie, że to jest tak, jak powinno być.

Że się nie wiercisz, nie?

Nie ma czegoś takiego, kurczę, ja to nazywam nawet nie tyle taką, bo to czasami nie jest taka potrzeba ucieczki jakaś taka dosłowna, że po prostu chcesz super auto-destrukcyjnie spieprzać, bo to co jest tu i teraz jest super fatalne, tylko to jest często też takie wiercenie się, że tak na przykład siedzisz w jakiejś prozaicznej sytuacji i czekasz, aż ona się skończy, bo ta następna będzie fajniejsza, nie?

No oczywiście, że teraz to jest jakaś niewygodna.

Nie ma oczekiwań, nie wybiegasz w przyszłości.

Ja mam oczywiście, bo przypuszczam, że wszyscy gadamy mniej więcej o tych samych momentach, które są trudne do werbalizacji ogólnie, bo jak je się próbuje zwerbalizować, to w ogóle one uciekają, nie?

Jak się je próbuje zatrzymać, to uciekają, jak je się próbuje zrozumieć, to uciekają.

Po prostu są takie momenty, że rzeczywiście, w sensie pewnie nazywa się to uważnością, nie?

Ale ja bym pewnie wolał świadomością raczej, że po prostu jakby jesteś, nie?

Sprzężony jesteś z tym światem.

Uwielbiam to, nie?

Ale to są momenty, nie?

Jakby to są momenty, można się…

Tak, ale fajnie, że te momenty w ogóle się pojawiają i trochę je też można samemu uruchomić.

Ja sobie też robię zestaw ćwiczeń taki, na przykład jak się bawię z dzieciakami moimi i mnie kusi, żeby na ten telefon zerknąć, to zrobiłem taką mantrę sobie prywatną.

Ty, a co jeśli to jest najlepsza chwila twojego życia, nie?

Już mnie nie kusi.

Nie kusi mnie kompletnie po prostu.

O, to jest dobre.

Co ty kurna wymyślasz?

No pamiętam to se słuchasz, no.

Teraz po prostu, jakby ten kurde sześciomiesięczny chłopak po tobie łazi, ciągnie cię za brodę, dręczy cię, palce do oczu.

Przecież to, to, to, nie?

Twój chłopak ile ma lat?

Prawie sześć.

To też przygoda cały czas, nie?

Przygoda, no.

I nie, no to jest, ale to o czym mówicie, to jest, rozmawiałem z moim kumplem i to jest ciekawe, że no nie wiem, czy to jest ludzka cecha, czy to jest tym bardziej zamplifikowana cecha u ludzi, którzy mają coś wspólnego z uzależnieniami, ale właśnie to, że kumpel mój się śmiał tam spotykam, że on leczy się z tego, bo jak jedzie na rowerze, nie może się skupić, że jedzie na rowerze, jest fajnie, tylko zaraz będę tam i już sobie wizualizuję to miejsce.

Jak siedzi tam, w tym miejscu, to sobie myśli, dobra i potem będę na rowerze znowu i potem będę w domu, mimo że w domu akurat nic na niego nie czeka, nie ma jakichś, ale po prostu nie jest w stanie się przytrzymać w tym momencie.

I pojechałem z moim synem, on ma 5 lat i 8 miesięcy, czyli małe dziecko i pojechałem z nim ambitnie miesiąc temu na spływ kajakowy, normalnie pod namiot, tylko ja i on, zero w ogóle wygód, zero ciepłej wody, zero telefonu, nawet książek nie mieliśmy, bo zostawiłem w aucie, nie mieliśmy mydła, bo zostawiłem w aucie, wzięliśmy grę planszową, ale nie było kostek, więc nic, tylko ja i on mieliśmy do dyspozycji.

Szczęśliwie nie było zasięgu nawet internetu, więc też nie było opcji, że tam, no dobra, to już ci włączę bajkę.

I trochę ta sytuacja przymusiła mnie do tego, żeby być tu i teraz, no poza tym jednak woda, jakiś rodzaj zagrożenia, oczywiście małego, no ale odpowiedzialność za dziecko.

I to było tak cudowne, że naprawdę, no on jest, wiadomo, trochę jest rozpuszczony, jak to dzieci dzisiejsze, a tutaj był idealny, po prostu idealny był, bo dostawał całą uwagę ode mnie, całą uwagę po prostu, nie było żadnych dystrakcji, byliśmy razem.

To było, no nie wiem, trochę brakuje mi słów, trochę znowu nie pospałem dzisiaj, ale to było cudowne, że właśnie tam wchodziły te momenty, że sobie płyniemy, nic się nie dzieje, nie ma żadnych wybuchów, wodotrysków, rewii po prostu tańczących półnagich kobiet, tylko jest, wiesz, kawałek rzeki, jakieś szuwary, wiesz, widzę tył jego głowy, jak się odwraca, to wiesz, zainteresowanie w oczach, bo tutaj ważka, tutaj coś tam.

I to wystarczyło, jakby nie trzeba było nic więcej, to poczucie takie, że nie trzeba więcej już, nie, to było super.

Ja zawsze miałem to, że przecież okej, jest fajnie, ale ja chcę więcej.

W zeszłym roku grałem na Pol and Rocku, było 300 tysięcy ludzi, był piękny koncert, wszystko się zgadzało, wszystko w ogóle, wiesz, ruszeni byli do, ja byłem nieszczęśliwy, byłem w środku, bo za mało tam, wiesz, zaśpiewali w trzeciej piosence, bo w piątej, jak improwizowałem temat, to mogłem lepiej go wyimprowizować.

Bo wiesz, cały czas takie nienasycenie, co jest nie do, po prostu nie do wytrzymania, ile można tak żyć, nie.

I potem, wiesz, wspominasz oczywiście to i ja, ale było super, ale jak byłeś w tym momencie, jak ja byłem w tym momencie, to wcale nie było dla mnie super, bo ja cały czas chciałem czegoś więcej, wiesz.

Nie byłem w stanie jakby zrozumieć, więc teraz, nauczony tymi doświadczeniami, miewam takie momenty, że jak odpływam na przykład, gram świetny koncert, w ogóle, wiesz, czuję połączenie z ludźmi, ale gdzieś ta moja głowa zaczyna mi, wiesz, dyktować jakieś takie podpowiedzi słabe, to potrafię się ściągnąć i sobie pomyśleć, że stary, będziesz potem siedział i sobie wspominał, że ale był zajebisty koncert, a teraz, wiesz, czegoś, bądź tu, jakby nie wspominaj tam za dwa miesiące, że ale w tym mieście X czy Y było.

Tylko teraz to doceń i nagle się okazuje, że to połączenie energetyczne może być jeszcze mocniejsze, właśnie dlatego, że jestem w stanie być tu i teraz.

No tak, bo, kurde, a w ogóle, wiesz, no Pol and Rock to występujesz chyba dla jakiegoś tam pół miliona ludzi, to są jakieś takie, może przesadziłem, ale tam są jakieś… Nie no, graliśmy też dla pół miliona, no w zeszłym roku chyba po raz pierwszy czy drugi było w Czaplinku, więc tych ludzi było mniej, no jakaś garstka, 300 tysięcy ludzi pod sceną, wiesz, po prostu pchi.

No to już nie ma znaczenia, czy jest tam 100 tysięcy czy 500, bo to już jest jakiś taki nieprzebrany tłum, że, wiesz.

No tak, to są takie jakieś tłumy, wiesz, to Oasis teraz zreformowane, nie będzie grać dla takich tłumów pewnie, bo nie wiem ile tam ludzi na Wembley wchodzi. 80 chyba koła.

No, ale to ty masz chyba dużo takich, możesz liczyć ten tłum, możesz liczyć na YouTubie, ile tam… A nie, tego w życiu, nie, nie, właśnie widzicie, to jest to też, żeby się nie porównywać, bo będziesz albo zgorzkniały, albo pyszny, nie.

To jest jakaś taka zasada i to bardzo jakby jest do mnie, więc ja nie patrzę ile tam… Jak wydam jakiś klip czy coś, no to wiadomo, że tam pierwszego dnia premiery obejrzę go, zobaczę, czy tam wszystko jest okej, nie powstrzymam się i przeczytam tam pięć komentarzy i potem już tam nie zaglądam nigdy, żeby zobaczyć ile jest odtworzeń, żeby zobaczyć ile miałem słuchaczy na Spotify czy na jakimś innym.

Nie, bo to zawsze mi źle robi, zawsze.

Jakkolwiek ta liczba byłaby, wiesz, zachwycająca, to od razu mi się odpala tutaj, a dlaczego nie więcej, a dlaczego ten ma, wiesz, to źle mi robi, po co mi.

Nie, no nie ma szans, żeby to zrobiło dobrze, nie ma takiego układu, w tym jak te Big Techy nie zrobiły czegoś takiego, zawsze chcesz więcej, żeby coś… Tak.

No bo kurczę, nałogowcy to mają tak, że cały czas są w szkole trochę, nie, i cały czas muszą oceny dostawać, ja mam taką teorię na ten temat, że my cały czas musimy, wiesz, to to jest coś takiego, jak ja zawsze wydam nową książkę i zawsze zacznę wchodzić w te recenzje i zawsze mi to źle zrobi, nie, bo zawsze ktoś napisze, że spoko, a ktoś napisze, że nie, nie.

I to w ogóle nie jest o mnie, tylko to jest o tych osobach, czy im się podoba, czy im się nie podoba, to jest tylko o nich, ale ja zawsze w to wejdę i zawsze się w to wkręcę, bo ja potrzebuję jakiegoś wciąż szukania… Na zewnątrz.

Na zewnątrz, wiesz, to to jest… Ja miałem taką dosyć dużą przyjemność przez lata i poczucie bezpieczeństwa, że mogę zaglądać w komentarze pod „Co ćpać po odwyku”, bo tam zawsze było miło.

Do ostatniego odcinka.

Przestało być miło.

Przestało być miło.

Troszeczkę.

Ło, wróciliśmy na ziemię, kurwa, co drugi po prostu nas jebie.

Troszeczkę.

Ale ten ostatni ostatni, czy ten z Rutkowskim?

A nie, przedostatnim, tak, przedostatnim.

Okej.

No, jakby ściągnęło mnie na ziemię.

Słuchaj, a ja bym trochę, Krzysiek, jeszcze tak się cofnął w czasie delikatnie do tego idola, bo mnie interesuje taki moment.

I też chciałbym o nim porozmawiać zarówno w kontekście właśnie, no kurczę, picia, sztosu, uzależnień i tak dalej, ale też chciałbym o nim pogadać, bo to w sensie jakimś artystycznym jest ciekawe, nie?

Bardzo.

Bo ty po „Idolu” wydałeś pierwszą płytę ze swoim w ogóle tym rockowym zespołem, byłeś w określonej takiej konwencji, wiesz, wtedy chłopakiem byłeś z długimi włosami i w skórzanej kurtce i graliście określoną wtedy muzę.

I potem nagle ty chyba wylądowałeś w Warszawie, nie?

We Wrocławiu.

We Wrocławiu i w ogóle, ale zaliczyłeś taką dużą jakby zmianę przez takie parę lat po tym „Idolu”, nie?

I ta zmiana jakby z czym się, bo ja tak wyobrażam sobie i chodzi o to, żebyś mnie poprawił, jeśli się mylę i uzupełnił.

To się też wiązało z tym, że poznałeś Budynia, wiązało się jakby z…

Borsa bardziej, w sensie, że Budyń to oczywiście mnie ukształtował artystycznie bardzo, ale Marcin Bors, taki ziomek mój, który miał studio we Wrocławiu.

Ja tam trafiłem, bo tam nagrywałem tą pierwszą płytę, ten „Pistolet”, wytwórnia się nie zgodziła, żeby mój zespół nagrywał, no bo po prostu za słabo graliśmy, a tam był, wiesz, krótki budżet, więc trzeba było szybko, więc to załatwimy ci zawodowych muzyków i ci zawodowi muzycy grają ze mną do dzisiaj.

Już minęło tam 18 lat, w sensie Andrzej Markowski, Bolek Wilczek, sekcja cudownych ludzi.

Serdecznie pozdrawiam.

I ja po prostu wpadłem do tego studia i tak zostałem przez 8 lat.

I to miało dobre i złe strony, ja nie umiałem trochę stamtąd wyjść po prostu.

Ja mieszkałem tuż obok i w zasadzie byłem tam meblem w tym studiu, takim chłopcem na posyłki, wiesz, trzeba było odebrać przesyłkę, trzeba było nagrać chórki i tam na 50 płyt, trzeba było nagrać przeszkadzajki, bo się Marcinowi Borsowi nie chciało wchodzić z reżyserki tam do sali, to weź, to tu nagraj.

Więc ja się nauczyłem mnóstwo rzeczy, poznałem mnóstwo zespołów, poznałem mnóstwo muzyki, to też stąd ta zmiana cała, wiesz, że ja czułem, że coś się nie udało, no bo próbowałem nagrać taką grunge’ową, metalową płytę, tylko że po pierwsze ten gatunek był już mocno wyeksploatowany, a ja nie miałem nic nowego do powiedzenia w tym temacie.

No i też wiedziałem, że to po prostu wykonawczo, piosenko-pisarsko było za słabe, więc ja muszę się nauczyć to robić lepiej, no bo ja wiedziałem, że ja chcę to robić, nie miałem żadnych wątpliwości przez moment nawet, że no to może zmienię zawód czy coś.

Więc dostałem piękną szansę właśnie, żeby być w studio nagrań, poznawać różne zespoły kompletnie, a Marcin Bors też słuchał bardzo wielkiej, no jak to powiedzieć, nie był zamknięty na określone gatunki, więc zacząłem szukać gdzieś tam.

Zacząłem robić piosenki do szuflady, wiesz, a to trochę w stylu Zappy, a to w trochę jakichś, wiesz, balladowych zupełnie, wiesz, Simon i Garfunkel czy tam Kings of Convenience, a to próbowałem, wiesz, pościelowy tam smooth jazz, co okazało się, że też nie to.

No i też pojawił się Budyń, pojawił się Michał Wiraszko, z którym się przyjaźnię bardzo do dziś, Kasia Nosowska, która nagrywała wtedy płytę USB właśnie we Wrocławiu i te wszystkie spotkania z tymi rozmaitymi artystami mocno mnie ukształtowały.

Od każdego coś, wiesz, zaczerpnąłem, coś ukradłem.

Z Budyniem też robiliśmy parę rzeczy razem, były cudowne chwile.

No i jakoś tak, wiesz, odbudowywałem się od nowa.

To co jedynie mi przeszkadzało, bo ja myślę, że ja mogłem wydać płytę dużo wcześniej i ona nie byłaby wcale zła, bo ja tam, wiesz, już parę lat po tym nieudanym „Pistolecie”, w sensie nieudanym, no komercyjnie nieudanym i no też takim mało oryginalnym.

Miałem gdzieś, miałem parę fajnych, wydaje mi się, piosenek z tekstami, miałem największe problemy.

Wydawało mi się, że nie mam o czym pisać, wiesz.

Miałem naprawdę ciekawe przygody takie, wiesz, jak na dwudziestolatka, no mocno dojechane, ale jakoś nie widziałem tego, nie?

Więc próbowałem jakieś górnolotne, tam wiesz, o świecie.

No, natomiast… Ale taka też chyba była moda wtedy w polskiej muzyce.

To jest moda chyba w ogóle taka dziecięca, że wiesz, no rap to zmienił, że wiara pisze o sobie i o tym.

I też o konkrecie, nie?

O konkrecie, nie?

Ja tego nie umiałem.

Jakoś Budyń też mi, wiesz, to wbijał do głowy, nie?

W sensie prostymi słowami pisz po prostu, wiesz, co ci się wydarzyło albo rysuj obrazy takie, wiesz, żebyś widział to, a nie, że tam, wiesz, jakieś górnolotne słowa, które nic nie znaczą tak naprawdę.

No tylko to, co przeszkadzało mi, to właśnie nałogi, no, że trudno się zorganizować, trudno… Nie wiem, czy to jest cecha moja, czy to jest lęk, czy to też jest jakoś związane z nałogami, że ja bardzo bałem się skończyć tą płytę, wiesz, bo wiedziałem, że skoro ten pistolet nie wyszedł, no to następna musi wyjść, no bo to jest być albo nie być dla mnie.

Więc ta poprzeczka była bardzo wysoko, a jak mijały kolejne miesiące, potem kolejne lata, to ona się robiła coraz wyżej i wyżej, nie?

No bo już teraz, jak już tyle czekałem, no to już muszę po prostu, wiesz, rozbić bank, wjechać na białym koniu, dostać Emmy, Grammy, nie wiem co tam, wiesz, Tony.

Więc ten strach był paraliżujący przed konfrontacją, przed tym, żeby to komuś oddać, pokazać, powiedzieć, że to jest już skończone.

Więc ja nie kończyłem, ja miałem dziesiątki, setki różnych projektów na komputerze i one były nieskończone zawsze.

I myślę, że też używki w tym pomagały, w tym niekończeniu, nie?

Ale ty byłeś w takim mocnym sztosie, na przykład, że codziennie było jakieś przypierdolenie, czy to nawet byłeś w takim jakimś takim obłoku takiej nierzeczywistości, że nawet trudno powiedzieć, nie?

No u mnie to progresywnie następowało, nie?

W sensie, jak patrzę teraz z perspektywy czasu, obserwuję to wszystko, no to tak, używki były obecne w moim życiu codziennie w zasadzie, ale to nie było jeszcze w taki sposób, w sensie zdarzało mi się, wiesz, rzeczywiście narobić tam bardachy, naobrażać kogoś, wiesz, że mi się urwał film, że coś, ale to nie było tak, że codziennie płynąłem, że miałem ciągi jakieś, że coś, nie.

Używki były obecne cały czas, ale w jakiś taki sposób, że dało się żyć, że ja jeszcze mogłem pojechać tam, grałem z coverowym składem wtedy, no bo wiesz, nie miałem za co żyć, no to wiesz, grałem po knajpach jakieś rockowe standardy i na pewno, wiesz, przesadzałem i na pewno, wiesz, jak już była impreza, to było źle, ale to jeszcze było tak, wiesz, małymi krokami po prostu coraz bardziej i bardziej i bardziej.

Potem się zaszyłem, jak miałem 25 lat.

Dosyć wcześnie.

Dosyć wcześnie.

Ja miałem 31 chyba.

To przez, nie wiem, czy wolno mi mówić, bo nie chcę sprzedać jakby, wiesz, moich przyjaciół, ale tak dla towarzystwa się zaszyłem trochę.

Miałem projekt muzyczny do zrobienia ze starszym przyjacielem i on był w sztosie i wiedział, że tego nie dźwignie po prostu, jak czegoś nie zrobi ze sobą, no więc pierwsze, co mu przyszło do głowy, to się zaszyć, nie?

Terapia, coś, wiesz, ciach.

A że ja też go trochę tak idolizowałem, jest takie słowo?

Po po angielsku jest, no.

Więc stwierdziłem, a wiedziałem, że mam problem, wiedziałem, że, wiesz, nie używałem słowa alkoholik czy tam uzależniony, ale wiedziałem, że to już jest troszkę za daleko.

Stwierdziłem, że to jest świetny pomysł.

Zrobię sobie rok przerwy, będzie super.

No i było super, bo rzeczywiście wstawałem wcześniej, nie miałem kacy, no tylko, wiesz, zaczynaliśmy robotę od tego, że przychodził do mnie do domu, bo ja miałem takie studio w domu, wiesz, produkcyjne, kabinę dźwiękoszczelną sam zbudowałem, w ogóle, wiesz, żeby móc się drzeć, tam bębny elektroniczne, bas, wiesz, klawisze, coś.

No i ciągnęliśmy proch i żeśmy robili, wiesz, i ja mówiłem wszystkim, że pięknie, mam taki trzeźwy rok teraz, jestem, wiesz, i były inne substancje po prostu, nie, i mi się wydawało, że to na tym polega jakaś trzeźwość, no ale skończył się ten rok i, wiesz, poszły konie po betonie, nie.

A to już i tak rok, rok trwał rok, tak?

11 miesięcy, dokładnie pamiętam, 11 miesięcy.

Po 11 miesiącach jakoś nie wytrzymałem, jakaś sytuacja była nerwowa, stwierdziłem, że to teraz to już na pewno mi nie zaszkodzi.

No i okazuje się, że po tym roku, jak wróciłem do, wiesz, do tanga, to wróciłem ze zdwojoną siłą, nie.

I to już był początek końca, to już po prostu było bez trzymanki i te ostatnie dwa lata, nawet nie dwa, ostatni rok, rok to trwało, ostatni rok to już był taki naprawdę równia pochyła, nie, że już było coraz bardziej i już naprawdę się działy rzeczy coraz gorsze i kompletny brak kontroli i ilości już takie, no nie będę mówił, to nie chodzi o to, żeby się tam chwalić, ale tam już naprawdę się wymykało mi życie z rąk kompletnie, nie.

Bo to ile miałeś wtedy lat, nie wiem?

27. 27, tak.

27.

Poszedłem na odwyk, jak miałem 27.

Czyli to było tak 13-14 lat temu?

13, no 2012 chyba, grudzień, no coś takiego czy coś.

Bo ja pamiętam, jak ja się przeprowadziłem do Warszawy, to był gdzieś 2008 rok i ja też wtedy poznałem Marcina Macuka, którego bardzo serdecznie pozdrawiam.

No, serdecznie, mój przyjaciel, tak.

Cudowny człowiek.

Wspaniały człowiek, oczywiście.

I pamiętam, jak wtedy się z tym Marcinem jakoś tam kumplowałem, jakieś imprezy czy coś.

Myśmy się pewnie nawet jakoś tam w sztosie przecięli pewnie ze dwa razy, tylko nie pamiętamy.

I pamiętam, że Marcin o tobie tak mówi, pamiętam kiedyś, jak Marcin tak o tobie mówi, kurde, jest taki gość Zalewski, nie?

I mówi, taki małolat, ale on jest genialny, mówi.

To jest genialny w ogóle, mówi gość, ale tylko to jest taki dzikus jakiś, mówi, wiesz, po prostu to jest, on jest bracie po prostu jak jakiś Tarzan, no, po prostu, co wyszedł z dżungli.

On jest dziki, on jest święty, tylko to jest, on jest genialny, to jest w ogóle genialny muzyk, nie?

Tak o tobie w ogóle opowiadał, jako o jakiejś takiej kompletnie fascynującej, ale kompletnie też nieposkromionej w ogóle postaci, która nie wiadomo co zrobi za trzy sekundy.

Do dziś to pamiętam i pamiętam, że się wtedy zapytałem i tak coś mi świtało, mówię, ale ty nie mówisz o tym Zalewskim takim, co Idola wygrał, nie?

A on mówi, nie no, to właśnie on, to jest właśnie on, tylko on się kompletnie jakoś zmienił, jest zupełnie, bracie tam Zappy słucha cały czas w ogóle, wiesz.

Bardzo, bardzo w ogóle mnie to wtedy zainteresowało, ale też dużo w tym było z perspektywy czasu właśnie w tym, jak on cię przedstawiał, jako takiej też troski, nie?

Rzeczywiście tam było takie też, że trochę tam nie wiadomo było, co ty za chwilę tam, wiesz, zmalujesz, nie?

No to jest też opatrzność, tak naprawdę, można różne wierzyć w te multiwersy, wiesz, że są światy, w których ja już zginąłem dwadzieścia razy, albo i lepiej, to jest ten jeden najlepszy, w którym, wiesz.

Albo można wierzyć w opatrzność, albo może, wiesz, mam po prostu szczęście i to były przypadki, nie wiadomo, nie ma sensu roztrząsać, natomiast ja mogłem zginąć wielokrotnie, nie?

Ja miałem jakiś taki autodestrukcyjny lot, no pomijam, że kiedyś wysiadałem z, wiesz, z busa pędzącego tam 120, po prostu, bo stwierdziłem, że ja już muszę wysiąść, za trzy minuty będzie post, nie, już, wiesz.

I normalnie otwarte drzwi, ktoś mnie złapał za kaptur, ale ja też miałem taką, rodzaj sportu, że jak już byłem dobrze zrobiony, to w knajpie zawsze wynajdywałem największego skurwysyna, typu ochroniarza, albo kogoś, wiesz.

I podchodziłem, go zaczepiałem, nie?

I zazwyczaj się kończyło, bo ja, wiesz, no nie jestem specjalnie, teraz może jakbym się rozebrał, to całkiem dobrze wyglądam, ale raczej zawsze byłem drobny.

Więc ci ochroniarze wielkie, po prostu, wiesz, karki tam patrzyły i zazwyczaj było „weź chłopczyku, tam spadaj”.

No ale zdarzało się, że wiesz, że tam dostałem strzała, takiego, że mnie odcinało albo lądowałem na ten, po prostu ja chciałem bardzo dostać w łeb, nie?

Jakoś potrzebowałem się ukarać za to, co robię chyba ze swoim życiem, że wiedziałem, że mam…

Ja też jestem, wiesz, katolickie wychowanie, nie?

Niezależnie od tego, że odszedłem od tego bardzo daleko, to jednak ta przypowieść o talentach jakoś tak bardzo głęboko jest wdrukowana we mnie.

I ja wiedziałem, że to, że ja nie rozwijam tego, co mi, wiesz, los dał, Bozia dała obojętnie, że to jest rodzaj jakiegoś, czegoś złego.

I że, wiesz, tą imprezą i tym takim, że mam wszystko w nosie, gdzieś zabijam to, nie?

I też wychowany na micie Jima Morrisona i tych wszystkich, wiesz, legend rocka, wydawało mi się, że jest to do pogodzenia i być może jest to do pogodzenia dla niektórych ludzi, no.

Ja też cały czas mówię, że jakby wszystko jest dla ludzi, tylko nie dla wszystkich ludzi, no.

Dla mnie nie jest.

Ja sobie po prostu z tym nie radzę, to mnie zabiera, to jest większe ode mnie, więc ja już wyszedłem z tego i szczęśliwie, wiesz, dzisiaj jest okej.

A wtedy nie miałeś takiego irracjonalnego poczucia, że jak się już wysuszysz, wyczyścisz, to w ogóle z tymi substancjami cały twój talent zniknie?

Tak, oczywiście, tego się bałem.

To jest też ciekawe, to też o tobie słyszałem, nie?

Że też się bałeś, że co ty napiszesz, tak naprawdę nie mając wielkiego dorobku wcześniej, nie?

No to u mnie było jeszcze lepiej, że wiesz, co ja miałem, wiesz, mnóstwo niedokończonych piosenek, jakąś jedną nieudaną płytę, ale było, co ja teraz napiszę, a co takiego napisałeś, człowieku, że się boisz, nie?

Dokładnie.

Okazało się, że jak się wysuszyłem, to tak naprawdę wysuszyłem, jakie w ogóle słowo, to dopiero zacząłem pisać, nie?

A też wracając do piosenki Edith Piaf, ja naprawdę nie żałuję, bo dzięki temu, że poznałem te wszystkie ekstremalne dosyć stany, to jak potrzebuję, nie wiem, więcej szaleństwa, wiesz, w tekście, na scenie, w muzyce, to mózg pamięta, ciało pamięta, ja to mogę przywołać na pstryknięcie palców, nie?

Jakby nie dokładnie ten stan, wiesz, z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale ten rodzaj, nie wiem, szaleństwa takiego, rodzaj, wiesz, dopalenia albo rodzaj, wiesz, jakiegoś takiego rozmydlenia, nie?

Więc to wszystko było widocznie mi do czegoś potrzebne, no tylko tyle, że naprawdę muszę to powiedzieć bardzo wyraźnie, ja jestem bardzo wdzięczny, nie wiem, komu, czemu, sobie trochę, no bo wykonałem jakąś pracę, ale nie tylko sobie, no nie wiem, opatrzności, Bozi, losowi, komukolwiek, ludziom wokół, którzy mi pomogli, że udało mi się to zatrzymać, bo to nie jest takie oczywiste.

To też, nie wiem, statystyki, które ja słyszałem gdzieś tam właśnie będąc na odwyku, że z alkoholu wśród ludzi, tych, którzy próbują wyjść, to tam 25% się udaje, z heroiny tam 2%, nie?

I ja, no przecież jestem w tym długo gdzieś w leczeniu się, nazwijmy to i widzę, i są ludzie, którzy tak jak ja się starają i są tacy, którzy są tam latami i jest okej, a są tacy, którzy nagle odpadają i na przykład już nie wracają do żywych, nie?

I się słyszy, że tego już nie będzie z nami, pogrzeb jest w czwartek, nie?

Więc to, naprawdę muszę to powiedzieć jakoś tak wyraźnie, że ja bardzo jestem wdzięczny za to, że to nie jest takie oczywiste, że postanawiasz sobie, że okej, dobra, wiesz?

Nie, jednym się udaje, drugim nie, to jest jakiś rodzaj szczęścia, łaski, nazwij to jak chcesz, ale ja to dostałem i po prostu jestem wdzięczny, no. – Słuchaj, statystycznie rzecz biorąc, to ja sobie teraz tego nie wymyśliłem, no to z nowotworów jest większa dużo uzdrawialność.

Jakby, że jeśli masz osobę, która jest po prostu, wiesz, masz osobę, która tak upraszczając to bardzo, masz osobę, która jest alkoholikiem czynnym i masz obok osobę, która ma nowotwór, no powiedzmy, dobra, nie w tym ostatnim stadium rozsiania, ale już ma ten nowotwór złośliwy zdiagnozowany, no to statystycznie szanse na przeżycie następnych 10 lat, o połowę większą ma ta osoba z nowotworem.

Także wiesz, tak żeby mamy jednak farta trochę do tego momentu, bo to też czasami słyszysz takie i to, ja to czasami potrzebuję słyszeć taką ostrzeżeniową w ogóle historię, jakby typu, że idziesz sobie na meeting i ktoś ci mówi, że jakiś jest koleżka, co na przykład zapił po 25 latach.

Ta statystyka, o której ty mówisz, przypuszczam, że to ta sama, którą mi wtłaczano na terapii, to ona miała jeszcze jeden punkt u mnie, że te 30%, czy tam 25, wytrwa rok, a nie, że nie będzie, że ja miałem tę wersję.

I teraz jak ja spojrzę wstecz na ten no, to tam oprócz tego, że ileś osób nie żyje rzeczywiście, no to o ile wiem, to poza mną może jedna osoba z tego mojego turnusu na Sobieskiego se radzi, tak nazwijmy to.

I ja zapominam o tym, bo my tutaj jednak tak se siedząc to przedstawiamy taką optymistyczną perspektywę, no mamy samych, że tak powiem, zwycięzców, nie?

Ale to też jest mi bliskie to, co ty mówisz, że ja na przykład do dzisiaj nie jestem w stanie do końca polepić tego, gdzie się zaczęła moja praca, gdzie się skończyło szczęście, gdzie się skończyła rola mojej mamy, która mnie po prostu wsadziła do samochodu i zawiozła.

I to jest jakieś takie sprzężenie kurczę całej masy czynników, za które po prostu chyba pozostaje być wdzięcznym, nie?

To ja jestem bardzo daleki od tej wersji takiej, często, czasami ludzie mi mówią po prostu jakiej to ode mnie odwagi, jakiej pracy wymagało.

No gdzieś tam po trzech latach skumałem, że to od mojej pracy należy, ale na początku to jakby byłem z tych niezmotywowanych pacjentów po prostu siłą zawleczonych.

Co ciebie skłoniło, żebyś ty trafił?

Co się stało, że ty jednak?

Zbiór różnych czynników i zbiór różnych osób.

Też jeszcze chciałem powiedzieć, bo ja się strasznie bałem tu przyjść, nie?

Tak naprawdę.

Nie chcę i nie chciałem, żeby ktoś sobie pomyślał, że „o dobra” bo wiesz, bo też takie słyszałem, jak szedłem na odwyk, że „a dobra, to teraz będzie miał legendę swoją budował, że rock’n’rollowiec to musiał pójść na odwyk” i tak dalej.

Ja nie mam potrzeby dzielenia się tym, żeby budować swoją legendę, czy żeby moja płyta, która wychodzi 27 września, lepiej się sprzedała.

Polecamy, wszystkim jest super.

Żeby się lepiej sprzedała.

Natomiast, no po pierwsze, wiesz, że jestem fanem wielkim twojego pisania, więc jakby tobie się nie odmawia.

A po drugie, pomyślałem sobie, że może słuchać nas będą osoby, które cierpią i potrzebują jakiejś dawki nadziei, że to się udaje, nie?

A ja mówię szczerą prawdę.

I jak szedłem na odwyk, to wtedy tak naprawdę dopiero zacząłem się kumać z moim bratem, Igorem Brejdygantem, który też publicznie mówił o tym, więc to nie jest żadna tajemnica, że on nie pije od lat.

Również nasz kolega po fachu.

Nasz kolega, tak, po fachu, tak.

I poszedłem do niego taki, no dzieciak, 27-letni.

Myśmy wtedy zaczęli tak naprawdę rozmawiać ze sobą.

Poczekaj, bo on jest twoim bratem przyrodnim.

On jest przyrodnim, to jest syn mojego ojca, tak?

Tak, tatę macie wspólnego.

I wtedy zaczęliśmy się kumać.

W tej chwili nie ma takiego tygodnia, żebyśmy się nie widywali, nie dzwonili do siebie.

To jest naprawdę bliska mi bardzo osoba i się cieszę, że go mam.

Ale wtedy dopiero zaczynaliśmy się poznawać, no i ja stwierdziłem, że odwiedzę go, bo mam taki pomysł, żeby pójść na ten odwyk.

I co on na to, bo on był na Sobieskiego i wie z czym tam kaczka wodę pije.

I taki z klucza, wiesz, bezczelnego gówniarza mówi „Wiesz, pomyślałem sobie, że tam pójdę.

Jak się uda, to się uda, a jak nie, to się zapije na śmierć najwyżej i wiesz”.

I on tak spojrzał na mnie z politowaniem i mówi „Nie zapomnę tego”.

Mówi „Myślisz, że to tak łatwo?”

„Myślisz, że to tak łatwo się zapić na śmierć?

Nie, nie zapijesz się na śmierć.

To nie jest tak, że tam popijesz rok i cię nie będzie i w ogóle spłoniesz jak płomień jakiś wielki.

Nie, będziesz miał 55 lat, będziesz siedział z napuchniętą mordą w barze, z gorzkniały i będziesz po tam szóstym piwku, wiesz, klarował ludziom, którzy nie będą cię chcieli słuchać, że „A wiecie, kim ja byłem, co ja tam zrobiłem?

Ja mogłem być, wiesz, tym i tamtym”.

I ta wizja tego zgorzkniałego… I wtedy ci trzustka pęknie, nie?

Tak, zgorzkniałego, albo jeszcze, wiesz, 20 lat później.

Ja też, ja niestety mam takie doświadczenia, że pochowałem paru znajomych, przyjaciół i pamiętam historię jednego, ja go nie widziałem parę lat, wiedziałem, że grubo jakby płynie, ale nie widziałem go parę lat i po kilku latach gdzieś tam byłem akurat w mieście, w którym on mieszkał i postanowiłem go odwiedzić.

Ja go nie poznałem, nie?

To naprawdę, wiesz, spuchnięta twarz, liszaje na całej głowie, trzęsące się, no taki obraz nędzy i rozpaczy, nie?

Umarł zresztą niedługo później, ale on przez te kilka lat, kiedy go nie widziałem, on musiał tak cierpieć dzień w dzień, coraz bardziej i bardziej i bardziej, nie?

Ilość, naprawdę, no ilość cierpienia, więc pomyślałem sobie, że przyjdę tu nie, żeby, wiesz, się obnażać i teraz, wiesz, żeby pudelki miały, wiesz, pożywkę, pierdolcie się, tylko może to komuś pomoże, no.

Ja wiem, co to znaczy budzić się po prostu na kacu i chcieć umrzeć, nie?

I wiem, że wielu, być może ze słuchających, może znajdzie się taka osoba, która ma podobnie, można z tego wyjść, no.

Ja nie mówię, że teraz się budzę w skowronkach po prostu i świat jest piękny, ale jest tysiąc, sto tysięcy razy piękniejszy, nie?

Można i dlatego cieszę się, że tu jestem.

My się strasznie cieszymy, że ty tu jesteś.

My też, dziękujemy, bo to nie jest tak, że ty się tak za bardzo dzielisz tym wszystkim, prawda?

No nie, no wiesz, teraz ze względu na to, że trochę przy płycie się wypucowałem w paru tekstach, no to tak się to rozlało, nie?

Ale pytaliście, dlaczego, co mnie skłoniło, żeby pójść na odwyk.

No więc to, że chciałem bardzo muzykę robić, a no nie byłem w stanie dopiąć, wiesz, piosenek, nie byłem w stanie zorganizować zespołu, pilnować terminów, logistyka tego wszystkiego mnie przerastała po prostu, bo ja byłem już naprawdę, płynąłem i nie wiedziałem, gdzie jest raz.

Przyjaciele mi mówili, znajomi mi mówili, że „stary, zrób coś z tym, po prostu już przeginasz”.

Budyń, kochany, mnie wyrzucił z zespołu, który założyliśmy, dwuosobowy zespół był to, bo on wtedy był czysty zupełnie i próbował sobie poukładać życie na nowo i napisał mi taki pełen miłości list, że on nie daje rady, że musi to przerwać, bo sam ma swoje demony i walczy ze sobą, a po prostu ja przychodzę albo skacowany, albo pod wpływem, albo opowiadam mu tam o różnych środkach, wiesz, i że on tego po prostu nie wytrzyma.

Więc to też był taki liść.

Plus, no byłem wtedy zakochany i mi nie wyszło, wiesz, i miałem złamane serce, więc tak liczyłem, że może jak się poskładam, to coś jakby z tego będzie.

Nic nie było z tego, zresztą cała ta „miłość” była podlana mocno substancją i ja sobie coś wymyśliłem, ale to też cudownie, że tak się wydarzyło, no bo to też mnie skłoniło, żeby się jakoś poskładać.

Jak się poskładam, wrócę na białym koniu, to może ona mnie zechce.

Przeżyłem coś bardzo podobnego.

Bardzo podobnego coś przeżyłem.

Więc to był zbiór czynników i ten jakiś taki jednak egoizm, który kazał mi, wiesz, że ja chcę robić muzykę, chcę robić karierę, ale bardziej muzykę niż karierę.

W sensie, tu powiem, nie wiem czy to będzie specjalnie terapeutyczne, ale walić to. 2010 był rok i ja płynąłem dosyć mocno i kiedyś raz, raz mi się zdarzyło, że wziąłem grzyby w Holandii i myślałem, że będzie „wow, łiła, zobaczę anioły, w ogóle, wiesz, będziemy tańczyć i coś tam”.

Nie, to było przykre doświadczenie, zatrułem się tą psilocybiną, w ogóle było mi źle.

Mówię „coś ty narobił, idź już spać”.

No ale nie mogłem zasnąć, bo byłem w pokoju z facetem, który miał nogę w gipsie, więc nie mógł iść na miasto, więc głośno oglądał telewizję, więc ja dostawałem, wiesz, kurwicy.

I nagle, jak, wiesz, wybuchły mi te fraktale pod powiekami, zacząłem mieć jakieś wizje, wyszedłem na miasto i siadłem w knajpie, w centrum miasta, rozumiesz, na tych grzybach, więc nie powinno być miło.

Miałem halucynacje, widziałem muzykę, tamte wszystkie rzeczy, ale to w ogóle nie było istotne, nie.

Istotne było to, że ja usiadłem, zamówiłem szklankę whisky czy tam coś, popatrzyłem na to z obrzydzeniem po prostu.

Odsunąłem od siebie i nie dotknąłem, poprosiłem z baru kartkę i długopis i zacząłem coś skrobać.

Siedziałem w takim stanie dziwacznym, niespecjalnie może przyjemnym parę godzin i następnego dnia, jak to już zeszło wszystko ze mnie, popatrzyłem na tą kartkę i tam było napisane tak – musisz przestać pić, musisz zacząć śpiewać, musisz się wyzwolić z zaborczej miłości.

O matko!

Więc tak jak ja nie wejdę już, mam nadzieję, nie mam zamiaru absolutnie w substancje zmieniające świadomość, bo nie chcę otwierać tych furtek, jakby dla mnie to jest groźne.

Natomiast tak jak mówiłem, wszystko jest dla ludzi i ten, no grzyby mają jakiś widocznie terapeutyczny, mogą mieć wpływ.

Oczywiście zajęło mi ileś lat, żeby to starać się wprowadzić w życie, ale taką, że tak powiem, dostałem lekcję.

Oczywiście musiałem pójść na odwyk, musiałem potem jeszcze się dziesięć razy, patrz, przychodzę gadać o prawdzie i kłamię.

Sto razy musiałem się jeszcze wywalić na ryj, ale w końcu jakoś tam dochodzę do tego.

I przede wszystkim, tak, najpierw trzeba było zakręcić kurek.

Ale to już parę ładnych lat dochodzisz do tego, bo ja rozumiem, że tam po tym odwyku pierwszym to właśnie były jeszcze potknięcia.

Były, no nie, no potknięć było dużo, ale było dużo lepiej, nie.

Przede wszystkim przestałem już płynąć, tak wiesz, miałem wpadki, ale chciałem zachować, wiesz, ja się bałem strasznie tego, że jak ktoś się dowie z moich, nie wiem, znajomych, przyjaciół, zespołu, że ja zapiłem, to stwierdzą „a, wrócił do picia, to już chuj”.

Czyli ten komfort picia Ci odebrali tam na tym pierwszym odwyku, to jest zajebiście.

Tak, totalnie, to też mój brat mi powiedział, słuchaj, nie wiadomo uda Ci się, nie uda Ci się, ale jedno jest pewne, jak pójdziesz tam, to stracisz komfort picia, już nigdy się nie napijesz tak, wiesz, że „a, super jest” i to prawda.

Czyli nie było miło już później, jakby tam, nie dało się?

Nie, nie, potem to było miło przez, wiesz, 30 sekund, a później „jezu, co ja zrobiłem” i wiesz, ukrywanie się.

Ja tak strasznie się bałem, żeby się nikt nie dowiedział, że ja zapiłem na przykład, bo wszyscy się odwrócą ode mnie i tą karierę, którą zaczynałem budować od nowa jakby stracę natychmiast, że ja to trzymałem w sekrecie, każdą taką wpadkę moją, nie?

Ale to się przydarzało na przykład jak byłeś sam, czy byłeś na wyjeździe, rozumiem, że to musiało się przydarzać w momentach, kiedy nie było dookoła ciebie nikogo bliskiego za bardzo, nie?

No, przydarzało mi się głównie jak byłem sam jeszcze, wtedy mieszkałem we Wrocławiu przez chwilę.

Jak się przeprowadziłem do Warszawy, to już dużo, dużo rzadziej, naprawdę, ale jak jeszcze mieszkałem sam, to faktycznie, jak nikt nie widział, wiesz.

Ale to co to potem, wstyd ci pozwalał jakoś do pionu się postawić, czy wstyd jakby pogarszał sprawę?

Wstyd i strach, no.

Plus, no też, wiesz, ja znowu stosowałem erzac, że wiesz, ja nie piłem, ale ja kurzyłem, nie?

Grubo.

Pamiętam, wyszła wtedy książka Małgorzaty Halber, „Najgorszy człowiek na świecie”.

Ja czytałem to po prostu zafascynowany tą historią, bo to była moja historia również.

I tam w połowie książki jest, ona dochodzi do takiego momentu, gdzie stwierdza, że to bez sensu jest, przecież ona się oszukuje, cały czas kurzy zioło i to jest, wiesz, jaka to trzeźwość i rzuca zioło.

Ja się wkurwiłem, wtedy rzuciłem tą książkę w kąt i już nigdy jej nie otworzyłem, nie?

No bo nie mogłem się skonfrontować jakby z prawdą, że co to, wiesz, mi się wydawało, że jestem trzeźwy, a cały czas kurzyłem, nie?

No ale przyszedł ten moment, że wiesz, znowu się wywaliłem grubo i nagle dotarło do mnie, że to ja cały czas po prostu, wiesz, chodzę na linie, cały czas się trochę oszukuję, jestem tak trochę, wiesz, trzeźwy i że jak tak dalej pójdzie, to wrócę znowu w ten korkociąg, nie?

I odstawiłem ze strachu, odstawiłem wszystko, zacząłem chodzić jakby często na terapię, nazwijmy to i wiesz, no dzięki nie wiem komu, ale jestem, wiesz, ile to już?

Siedem i pół roku, no, bez niczego.

A powiedz mi taką rzecz, ja pamiętam, że ja na przykład jako ciebie, jako artystę, jakby taką, wiesz, w ogóle tak naprawdę skalę twojego talentu, taką, która mnie potwornie poruszyła, to zobaczyłem, nie pamiętam, który to był rok, ale znalazłem na YouTubie takie nagranie, jak ty przyszedłeś do Szansy na Sukces, zaśpiewałeś „Nie pytaj o Polskę”, nie?

I kurcze, ja do dzisiaj uważam to wykonanie za wstrząsające, nie?

Jakby że to lepsze od oryginału moim zdaniem, nie?

Jakby wiesz, jakby bardziej, przynajmniej dla mnie jakieś bardziej w ogóle poruszające i tak dalej, jakieś takie zaśpiewane z jakiegoś w ogóle takiego po prostu najgłębszego w ogóle serca.

I to było tak, że ty przyszedłeś do tego programu tak po prostu z ulicy, że tak sobie, wiesz?

Nie, to był, wiesz co, to nie była taka normalna Szansa na Sukces, tylko to był odcinek taki specjalny, poświęcony twórczości Grzegorza Cichowskiego i zapraszali wokalistów po prostu różnych.

Więc, no…

I to był który rok wtedy?

2010 albo 2011, chyba 2011.

Czyli to było już przed, zaraz przed tym takim w ogóle krytycznym momentem.

To było w krytycznym momencie.

Jestem pijany na tym nagraniu.

Tak?

O matko jedyna.

No, emocje są prawdziwe jak najbardziej i trochę nie trafiam w dźwięki.

No.

No.

Musieli wyciąć rozmowę moją z Mannem, bo trochę mi się, wiesz, trochę mi się plątał język już.

Nie byłem bardzo pijany, bo to było rano, więc po prostu prostownicza poszła tam, wiesz, seta.

Czy, nie wiem, może ciut więcej, ale, no, nie chcę wracać jakby do…

Słuchaj, to wybacz, bo ja Ci w tym momencie w takim razie przypomniałem jaki to w ogóle, wiesz, kurcze, lewy moment, nie?

Nie, no, wiesz, to wykonanie muzyka muzyką, wiesz, to jakby…

Ale z jakiegoś powodu widocznie też o to zapytałem, no.

Nie, no, tam emocje, wiesz, ja się jakoś nigdy już później…

Ja śpiewałem ten numer wielokrotnie, ja śpiewałem go i na Męskim Graniu i…

I chyba dlatego, że to był pierwszy raz, kiedy po prostu tak się, wiesz, podłączyłem w coś.

To jest piękna piosenka i tam Ciechowski jakieś takie emocje zawarł i pierwszy raz się podłączyłem do tego źródła jakoś tak…

Wiesz, to jest też ten…

To można połączyć z pracą artystyczną, bycie we flow, nie?

To jest jakieś takie, wiesz…

Ja nie do końca rozumiem, co to znaczy i pewnie nie do końca rozumiem jeszcze, ale…

Na scenie najbardziej mi się zdarzają takie momenty właśnie tu i teraz, nie?

Że jakby trochę zapominasz o sobie, trochę wychodzę trochę poza siebie, że jakby to już nie jestem ja, tylko jestem częścią czegoś większego albo mnie w ogóle nie ma.

Jestem przekaźnikiem jakichś emocji, jakichś dźwięków i dzieje się coś pięknego, jakby…

I fajnie jak się to udaje wprowadzić w życie, w cokolwiek, co robisz, nie?

Że jakaś każda, wiesz, czynność, nawet najprostsza, czy nie wiem, czy zabawa z dzieckiem, która może być totalną udręką, że ile jeszcze?

No przecież cały czas tam brum, brum robił.

Albo właśnie możesz wejść w to flow i jakby się bawić tym, nie?

I wtedy, no, miałem to szczęście, że mimo przytrucia lekkiego substancją udało mi się wejść we flow po prostu, że…

Nie wiem, może żeby uciec od stresu, że tam są ludzie z Republiki, wiesz, i mnie to stresowało, że to są jacyś, wiesz, giganci, którzy jeszcze z Grzegorzem pracowali, nie?

I będą mnie oceniać, wiesz.

Więc jakoś uciekłem właśnie w to, żeby wejść w piosenkę głęboko, nie?

I ona mnie poniosła, nie?

A ten stan flow, to co mówisz, to jest bardzo ciekawe.

W sensie to jest coś takiego, co na przykład umiesz albo próbujesz odtwarzać, czy to się zdarza po prostu?

Albo, że wiesz, że to jest na scenie i dlatego cię też ciągnie na scenę.

Tam jest mi najłatwiej, nie?

Mimo, że ja robię spektakl na scenie.

To ma sporo wspólnego z teatrem, wiesz?

Wiem dokładnie gdzie, co się wydarzy.

To jest duża powtarzalność, jest ruchów i wszystkiego, a jednak jest to jakieś takie naturalne i prawdziwe.

To jest paradoksalne niby i trudne do pogodzenia, ale tak bywa.

I na scenie najłatwiej mi jest to ćwiczyć, bo też się zdarzają takie momenty, że wiesz, śpiewam wzruszający numer, widzę, że tam komuś się szklą oczy, a ja właśnie się orientuję, że zastanawiam się, czy ja wysłałem tego maila?

To bardzo ciekawe, bo tak się da?

Tak się da, no.

Że widzisz, jeszcze grasz, widzisz, jak komuś się szklą oczy i jeszcze myślisz.

I wiesz, że już grasz na tym, ale wiesz, już masz to tak wbite w mięśnie, że…

Ale tych momentów mam coraz mniej, że umiem się ściągnąć z powrotem.

Też, żeby właśnie, co jest ciekawe, żeby nie myśleć o tym, że teraz jest f-moll, teraz tu musisz, wiesz, ten, a teraz jakie będą słowa?

Nie, po prostu nie myślisz, to samo idzie, bo jesteś przygotowany.

To jest też jakby coś, co mi się podoba w trzeźwym życiu, że jestem przygotowany do zajęć.

Do wszystkiego co robię, jestem przygotowany, nie?

Wcześniej tak nie było, więc to jest na pewno plus.

I pozwolisz sobie, pozwalasz sobie płynąć, jesteś skupiony, jesteś jakby tu, umiem przyciągnąć te myśli, jak mi odchodzą, to umiem je ściągnąć.

I na scenie to mi przychodzi najłatwiej, no w życiu gorzej, ale uczę się tego właśnie, żeby nie odjeżdżać, żeby być tu.

Żeby nie myśleć teraz, że o tym muszę iść na boksy i zdychać, tylko wiesz, jakby, wiesz, ty i ty, wiesz, ludzie, którzy będą nas słuchać, wiesz, tu, z powrotem.

No tak, bo to jest pewna umiejętność, to nie jest tak, że te myśli ci przestają napierdalać tam, tylko jest jakaś taka umiejętność, że ty wiesz, że dobra, tu odjeżdżaj, zaraz chcę ci odjechać ten pociąg, więc jakby stop, nie?

Jakby nadprodukcja tam cały czas trwa.

Ja pewnie już o tym mówiłem w tym podcaście, uwielbiam tę metaforę, w ogóle jak ten Suzuki, ten mistrz Zen, się go zapytali, co to tak naprawdę o co chodzi w medytacji, nie?

No to on o tym pociągu i peronie, ta metafora pociągu i peronu, nie?

To super jest, to super jest.

Że mówi, że wiesz, że, bo ty musisz tak naprawdę sobie wyobrazić, że ty stoisz na peronie i są pociągi.

Jakby ty, to jest twoja jakby w ogóle jaźń, nie?

Że jesteś na dworcu i istotą dworca jest to, że przejeżdżają przez niego różne pociągi, nie?

I ty, no to jest twoja jaźń, to jest ten obserwator, to peron to jest ta cała jakby w ogóle twoje, twoje w ogóle jakby jestestwo, nie?

W danym momencie, jakby to co cię otacza, świat w ogóle, to jest peron, nie?

A pociągi to są twoje myśli i chodzi o to, żebyś w ogóle nie wsiadał do tych pociągów, tylko żebyś po prostu patrzył jak one przejeżdżają, a nie żebyś…

Bo one zawsze będą przejeżdżać, bo istotą dworca jest to, że przejeżdżają pociągi, nie?

A ty po prostu masz do roboty tylko to, żeby nie wsiadać, nie?

Partnerem podcastu jest Soti Natural, firma, która wie jak parzyć liście herbaty i nie tylko.

Kurczę, bo też, ja ci powiem, że zawsze się zastanawiałem, jak myślałem o różnych artystach rock’n’rollowych, zwłaszcza takich, którzy w ogóle najbardziej jednak doczyniali, dokazywali, to zawsze mi się tak wydawało, kurde, jak oni to robią, przecież to jest tak naprawdę superciężka robota, nie?

Na przykład pojechać w trasę, to musi być w ogóle, wiesz, to też chyba jest strasznie, tak naprawdę wyczerpujące, nie?

No też trudno porównywać, wiesz, doświadczenia gwiazd zagranicznych, które jeżdżą na półtora roku w trasę, powiedzmy, do naszych tutaj domowych doświadczeń, aczkolwiek, no ja też przeginałem trochę, bo to, wiesz, co ćpać po odwyku, nie?

No więc ja zacząłem ćpać sport, zacząłem ćpać tam, nie wiem, boksy, siłkę, ale też zacząłem ćpać scenę, bo to też jest erzac jakiś, który dostarcza mi, wiesz, tych wychyłów, nie?

I dopiero teraz zaczynam kumać, że ja już nie chcę wychyłów, w sensie ja cudownie się czuję na scenie, ja to uwielbiam, ale najlepiej się czuję, jak mam spokój, a wcześniej wydawało mi się, że ja muszę mieć euforię przecież, jak?

No jakby to tego dążę, nie?

I nagle to mnie olśniło, to się w ogóle czułem.

A jak tak się da mieć spokój, to musi być wychył, nie?

Znaczy, no wychył jest, no bo jest dużo ludzi, wiesz, bo jakby robisz jakiś teatr, ale im więcej, okazuje się, że można to połączyć, że można mieć jakiś taki wewnętrzny, wiesz, spokój, brak rozedrgania, okazuje się, że się mniej denerwuje, na przykład teraz przy koncertach, że też ta świadomość, że nie muszę, wiesz, nie muszę, nie wiem, robić tam przez ten…

Ale wracając do tego umęczenia trasą i rzeczywiście ja grałem, dwa lata temu zagrałem chyba 105 koncertów, wiesz, no to…

No to to jest masakra. …wyjazdy w ciągu roku, więc tutaj nie ma takich olbrzymich tam przelotów, no ale jednak jesteś zmęczony busem, koncert się kończy, wiesz, czasami się gra późno, na przykład, wiesz, 22, a czasami o 12 nawet, kończy się koncert, jest adrenalina, wiesz, ja nie korzystam z żadnych środków, więc ta adrenalina musi sobie sama powoli zejść, ja chodzę, wiesz, po pokoju, nie wiem, no kurzę jeszcze papierosy, ale to nie specjalnie pomaga, więc kładę się, na przykład, o trzeciej, a mamy długi przelot, więc trzeba wstać o siódmej, nie?

I potem jest taki półsen, wiesz, tu w busie coś tam 15 minut się zdrzemnę, no ale nie bardzo umiem spać w busie, no wiesz, męczy.

Ale da się to jakoś, właśnie też się zastanawiałem, jak oni to robili, że jeszcze używali do tego, to ja sobie nie jestem w stanie wyobrazić, bo ja, wiesz, pilnuję tego, żeby się wysypiać jednak jak mogę, jak nie wiem, mam jakiś deficyt snu, to żeby chociaż drzemkę sobie zrobić pół godziny, dbam o to.

Wiesz, no piję za dużo kawy, ale też dbam o to, żeby nie przesadzać, nie?

Żeby jednak, wiesz, jak tam przegnę parę dni, to potem zrobić sobie jakiś detoks kawowy czy coś.

Chodzę na te boksy, żeby mieć lepszą wydolność, wiesz, żeby tam podnoszę te ciężary, coś tam.

Jak ci ludzie po prostu używając jeździli półtora roku i jeszcze, wiesz, na scenie tam skakali, to jest niemożliwe, no.

Kurde, no ja nie wiem, ja widziałem jakąś rozmowę z gościem ze Slipknota, z tym Corey’em Taylor’em, no to jest, wiesz, po pierwsze bardzo duży zespół, a po drugie jednak bardzo siłowa, forsowna muzyka, nie?

Jednak grać taką muzykę, jak oni grają, to jednak to jest też, no, kondycyjnie konkretny temat, poza wszystkim, nie?

I… a ja lubię, mam jakąś taką z wczesnej młodości jeszcze słabość do tego zespołu.

I ten gość, bo on też jest powytrzeźwiany, nie?

Ten Corey Taylor, nie?

Bo tam też ten Slipknot, tam kurde, tam chyba trzech to w ogóle nie żyje, nie?

Po prostu, bo też… a na pewno ze dwóch chyba przez sztos.

I on mówi, ten Corey Taylor, mówi „kurde, wiesz co, bo mówi to, że my jesteśmy takim dużym zespołem, ale my też mamy ciasne łóżka w busie, my też jemy w ogóle te niedobre kanapki, wiesz o co chodzi, nie?

Bo nie ma nic innego do żarcia, my też źle śpimy, źle jemy, źle w ogóle jakby mamy totalnie taki na styku ten czas, jest w ogóle bez przerwy”.

I mówi tak, inna sprawa, że gdybym ja dalej walił, to też już bym pewnie nie żył, bo było bardzo ostro, ale z drugiej strony mówi „wiesz, ja już mam prawie 50 lat, jak ja bym miał w tym wszystkim jeszcze mieć kaca”.

No właśnie, ja sobie nie wyobrażam sobie.

To by było nie do przejścia, nie?

Może to trzeba, wiesz, mieć, nie wiem, może to jest do przerobienia, jak masz jeszcze tam 20 parę lat, wiesz, i jakąś wydolność organizmu.

No ja sobie nie wyobrażam, jakby, nie wyobrażam sobie, nie?

Że ja często wychodzę, że koledzy się śmieją, „patrz, patrz jak lider wygląda przed wejściem na scenę, patrz jaki po prostu”, a ja siedzę i mam to mniej więcej, nie?

Po czym przewijasz 15 minut do przodu i jest wulkan energii, jest po prostu, ja nie wiem co się dzieje.

Muzyka tak na mnie działa, ja to mam też to szczęście, że ja znalazłem, mam też erzac w postaci muzyki.

To ja nic nie muszę tutaj, wiesz, są pierwsze dźwięki, ja mogę sobie pograć na gitarze i od razu jak mówię o tym, to już się czuję pobudzony, nie?

Ale w taki zdrowy sposób, no bo to, wiesz, nie ma w tym nic, nic złego, nie?

I ja, tak jak ten bohater z tego, z „Czarnych Słońc”, jak siedzi w celi ten gruz, to wie, że musi konserwować energię, nie?

Że nie może się ruszać, teraz, wiesz, jak pająk tam w tym, musi po prostu, więc ja tak często przed koncertami mam, że oni patrzą, że przecież to się nie uda dzisiaj, patrz na chłopa, już ledwo ciepły jest, a ja zbieram energię, mówię, słuchajcie, energia ma być na scenie, teraz dla was co?

My się już znamy, już wszystko słyszeliście, te moje głodne kawałki, po co ja będę się produkował teraz, nie?

Ale z tą muzyką to też możesz mieć rację, bo z drugiej strony widziałem chyba rok czy dwa lata temu Igiego Popa na Off Festivalu, no to wiadomo, Iggy Pop to ma prawie tam ma osiem dych, przeżył dwieście razy swoją śmierć.

I też było tak na tym koncercie, okej, ten koncert nie był jakoś super długi, on miał super zespół młodych w ogóle gości, ale to było tak, że on wyszedł w ogóle na tę scenę, nagle tak człapie na tę scenę pokrzywiony, jak taki odwrócony pająk, widać w ogóle, że on ma same śruby zamiast kręgosłupa w ogóle, zdjął tę marynarkę, to ciało już takie po prostu, jak taka dziesięć razy kartka zgnieciona i rozprostowana, po prostu niesamowite, i on wychodzi, ja mówię, ty, jak on będzie grał?

I oni zagrali pierwsze trzy funty i nagle, on miał dwadzieścia lat ten chłop, nie?

I on miał nagle dwadzieścia lat.

Muzyka jest piękna.

I ja miałem coś takie, i on po godzinie skończył i zagrał te wszystkie swoje w ogóle, wiesz, te najlepsze wszystkie sztosy, i ja miałem w ogóle szczękę przy ziemi, mówię, ja pierdziele, nie?

I on skończył i po godzinie, on znowu jak ten pająk pokrzywiony, „Hello, Poland, I love you”, wiesz, ze sceny, to coś nieprawdopodobnego w ogóle, nie?

Że jakby, no chyba, że zazdroszczę w ogóle ci, tobie i zazdroszczę w ogóle muzykom, że no jednak jest ten moment wykonywania na żywo muzyki, to jest ta komunikacja jakaś, kurczę, z jakimś wyższym planem po prostu, nie?

Chyba, nie?

Tak.

O ile, no oczywiście, że też są hałturnicy, oczywiście, że są ten, ale, ale…

Ale nawet, wiesz co, nawet, tak, no jak jeszcze są ludzie i jest ten przepływ energii jakiś, wiesz, ja też mam jakiś taki bardzo, bardzo nabożny stosunek do muzyki, nie?

W sensie ja nie, ja się cieszę, że ja zarabiam z niej i to, wiesz, przyzwoicie i chciałbym zarabiać jak najlepiej i nie czuję żadnego obciachu w tym, że chciałbym mieć, wiesz, zajebisty hit w RMF-ie, ale zajebiste, w sensie, po prostu dobre piosenki.

Natomiast ja mam nabożny stosunek do muzyki, ja nigdy nie zrobiłbym, wiesz, słabego numeru, tak wbrew sobie, żeby tam zarobić hajs czy coś.

I ja trochę mam coś z wodzireja na scenie, bo też taką mam robotę jakby i to przestań się, wiesz, krygować, że będziesz grał Chopina im teraz czy Strawinskiego.

No będziesz, grasz cztery funty po prostu i pokrzykujesz, no to jakby to jest twoje, okej, ja się z tym, też mam akceptację, nie?

Ale jest też coś w tym z szamana jakby, że dla mnie jest bardzo istotne, żeby stworzyć jedność, komunię jakąś z ludźmi, nie?

Nieważne, wiesz, jaki jest tam rodzaj imprezy, że czasami ludzie są zdziwieni takim podejściem, ale dają się wciągnąć w tą jakby grę.

Że ja uważam, że koncerty są po to właśnie między innymi, żebyśmy poczuli wszyscy, że jesteśmy tacy sami, że jesteśmy jednością, że jesteśmy, ja lubię tą metaforę, że każdemu z nas się wydaje, że jest tam indywidualnością, że ma jakieś, wiesz, myśli, rysy twarzy, coś tam, a tak naprawdę jesteśmy czubkami fali.

Każdy z czubkiem fali, za chwilę to zrobi chlup i będziemy znowu tą samą wodą, nie?

Ja to lubię sobie jakoś tak na koncertach, ja lubię to poczuć z ludźmi, że może nie wszyscy, ale część z nich to poczuje, nie?

Że nagle ta scena zniknęła, zniknął ten podział i byliśmy przez chwilę razem.

Ja bardzo mocno ich namawiam i robię z nimi ćwiczenia wokalne, bo ja chcę śpiewać razem z nimi, bo uważam, że śpiewanie też ma jakiś taki terapeutyczny, kosmiczny, boski wydźwięk.

Nie pamiętam, kto to powiedział, ale okazuje się, że jak ludzie śpiewają razem w tłumie, jakiś dłuższy fragment, no to siłą rzeczy synchronizują oddechy, no bo oddychają w tym samym miejscu i przez to synchronizuje się bicie serca po prostu, nie?

Coś niesamowitego, no i wydarza się jakaś magia, nie?

To tu ten Freddy jest, tak?

Tak, no Freddy, mój absolutny mistrz.

To było mi bardzo bliskie, bo ja od dziecka Queen, no tak.

Ale słuchaj, powiedz mi, no bo jakby odnalazłeś się z tą muzyką, nie?

To ciekawi mnie bardzo, kiedy po tym odwyku, tam pierwszym, drugim, czy jakby kiedy nastąpił taki moment, że ty jakby zacząłeś kapować, że jakby wracasz do tej muzyki, że się z nią odnajdujesz po prostu, że jakby nie chcę powiedzieć, że to jest ten twój narkotyk tak naprawdę, ale jakby kiedy ty poczułeś, że jesteś na, wiesz, na właściwej drodze, że to był ten wybór, nie?

Z muzyką?

Zawsze wiedziałem.

Tak, tak, ale nie, ja mam na myśli to, że jakby porzuciłeś te wszystkie substancje, że jakby przychodzi, wiesz, nagroda na przykład, no.

Nie no, nagroda, ona zawsze była, po prostu.

To jest też tak, że jak ja, no nie, o kolegach nie będę mówił, będę mówił o sobie.

Ona zawsze była, to jest tylko to, że jak ja jestem, lepiej dbam o siebie, czyli że oprócz tego, że jestem trzeźwy, to też pilnuję snu, odżywiania jakiegoś, wiesz, właśnie, żeby nie żreć.

Tam kanapek bez sensu, jakichś, wiesz, w folii, które tam leżą pół roku.

Jak dbam o siebie i moje ciało jest szczęśliwsze i mam, wiesz, jakby czystszy umysł, no to też mam większą frajdę z wykonywania mojej pracy i, nie wiem, więcej pary, żeby tych ludzi ruszyć i tak dalej.

To jest część nagrody, że po prostu ta praca, oprócz tego, że zawsze mi sprawiała przyjemność, no to czasami była obarczona dużym kosztem jednak, że ja, wiesz, na scenie było super, ale schodziłem i miałem odruch wymiotny ze zmęczenia, wiesz, i się słaniałem na nogach.

No to teraz jakoś tak potrafię to wyważyć po prostu, no, że tak.

Im bardziej o siebie dbam, tym to ciało i umysł mi, wiesz, oddają z powrotem nagrodę, że, wiesz, nawet jak się spalam, to zostawiam sobie coś dla siebie, nie, żeby nie, nie, że to spadło kompletnie.

A zadałem Ci okropne pytanie, a nie myślisz o tym, żeby szlugi rzucić?

Myślę codziennie.

Myślę codziennie i myślę, że przyjdzie taki moment.

Może się uda tym razem przed trasą, no bo teraz akurat jestem w trakcie, wiesz, zawsze to jest nałóg kolejny, no niestety, jestem nałogowcem i to jest tak, że już, wiesz, wiem, że chcę rzucić, ale jeszcze nie teraz, bo, wiesz.

Ja pięć lat paliłem jeszcze po tym jak przestałem pić i ćpać, to jeszcze pięć lat paliłem papierosy, bo miałem coś takiego, że od razu na terapii powiedzieli chyba tam na samym początku, nie wiem, czy Wy tak mieliście, że mi powiedzieli, że nie rzucać papierosów.

To ja tu jakby zdanie odrębne muszę, bo ja to parę razy słyszałem to, co Ty mówisz, ja, w sensie, znaczy po pierwsze jakby…

Co innego Ci powiedzieli, czy inaczej myślisz?

Wszystko na raz, bo już nie miałem siły, wszystko na raz musiałem rzucić, jakby, w sensie, nie wiem, czemu tych papierosów nie mają rzucać, niech rzucają.

No bo idea jest taka, żeby po prostu przynajmniej tak było tam w ośrodku, do którego ja chodziłem, że terapeutka moja, Marysia, mówiła tak – nie rzucajcie papierosów, nie odchudzajcie się, nie dokładajcie sobie.

Że jakby skupcie się na razie na tym, żeby być trzeźwymi, nie, w sensie, nie pić, nie ćpać, bo to i tak jest już tyle, że jak jeszcze będziecie sobie jakby dokładać, to Wam się noga powinie, dużo większe jest ryzyko i po prostu już w ogóle zwariujecie ten Wasz system, bez tej ulgi jakiejkolwiek zwariuje.

A to jest najważniejsze, żebyście na przykład z alkoholu wyszli, nie, a potem będziecie sobie myśleć co dalej.

Taka była logika, no.

I ta logika wtedy, na ten moment, mi się wydawała taka, że wtedy to było takie poczucie, że łaskawy, wiesz, dostałem wymiar kary, nie.

Tak, to było coś takiego.

A się zastanawiam, czy to u Ciebie też z tego wynika na przykład, nie.

No, że ja lubię mieć jakiś wentyl bezpieczeństwa, nie.

Ale to jest cały czas, jeśli wiesz, no oszukuję się, no bo jestem nałogowcem jakby i wiem, że to zło, też mi to przeszkadza już, nie.

Że mam katary przez to, że mam mniejszą wydolność płuc, wiesz, że tam, no długo by o tym gadać.

Nikt nie będzie twierdził, że szlugi są spoko i że są zdrowe.

No nie są jakby i to już pomijam, że masz wyrok tak naprawdę tylko odroczony, bo wiadomo czym się kończy jaranie szlugów.

To też na bieżąco obniża komfort życia, no bo kaszlę, mam problemy z żołądkiem, wiesz, i tak dalej, i tak dalej.

Natomiast no ja szukam sobie wymówek, więc teraz jestem w trakcie planu zdjęciowego, gram w filmie i ponieważ jest to dla mnie też stresująca sytuacja, wiesz, wyjście ze strefy komfortu, wiesz.

Zastanawiałem się po co w ogóle ja wchodzę w to aktorstwo i chodzę na lekcje i się uczę i tak sobie jakoś pomyślałem, że to jest też trochę chyba o tym byciu we flow i nauce regulacji emocji, ponieważ tutaj trzeba przywoływać emocje na akord.

No to jest to coś wspólnego jakby z ich kontrolowaniem, nie?

Więc jakoś wydaje mi się, że to też mi dobrze robi takie ćwiczenia różne.

No ale stwierdziłem, że póki nie skończę planu, no to nie będę sobie dokładał, bo będę chodził, wiesz, zdenerwowany.

No więc jeszcze tam te dwa tygodnie czy trzy, ale…

Ja cię do niczego, broń Boże, nie zmuszam.

Nie, nie, nie, ja naprawdę chcę, ja naprawdę już mam dosyć.

Liczę na to i taki mam plan, żeby po prostu, żeby zaczynam trasę koncertową listopad, grudzień i właśnie październik sobie chcę zrobić taki właśnie na rzucanie fajek, żeby, wiesz, żeby już ten nerw zszedł, żebym na białym koniu wjechał w listopadzie, grudniu, kiedy pogoda jest niesprzyjająca i szlugi tym bardziej, wiesz, szkodzą, nie?

A powiedz mi, jak się, jeśli chodzi o aktorstwo, no bo też film to moja branża po części, bo też pracuję dla filmu, co prawda jak się zaczyna ta właściwa praca, to moja się kończy, bo to, wiesz, scenariusz napiszę i wtedy oni idą do tej właściwej roboty, gdzie ja mogę sobie tam raz przyjechać, pomachać, podać rękę, ale co, im będę dupy zawracał, bo już ja swoją pracę wykonałem.

W każdym razie, o co chcę zapytać?

No bo to też jest rock’n’rollowa branża.

I też na tych, na planach jest, no różnie, nie?

Umówmy się, może nie tak jak kiedyś, ale wciąż się zdarza i wiesz, jak z tym się czujesz, nie?

Znaczy ja nie mam dużego doświadczenia filmowego, na pracy do Historii Roja było strasznie pod tym względem.

No ja słyszałem legendy nawet o tej Historii Roja.

Tak, to no wiesz, no tak naprawdę.

Od Piotrka Domalewskiego, gdzie wyście tam razem grali, nie?

Tak, razem nie tylko graliśmy.

No to ja też słyszałem legendy, no.

Nie tylko, żeśmy razem grali.

Zresztą ja co, że melanż jest po prostu no…

No tam reżyser też chyba był w uderzeniu dosyć mocnym, nie?

Tam był, tam wszyscy byli w uderzeniu, tam był po prostu melanż.

Zresztą ta praca nad tym filmem skończyła się dla mnie, skończyliśmy zdjęcia chyba we wrześniu, ja w grudniu poszedłem na odwyk.

Jakby tam już się tak rozpędziłem, że wiesz, więc to w ogóle spuśćmy zasłonę milczenia na to.

Natomiast i na filmie o Kalinie Jędrusik, „Bo we mnie jest seks”, i na serialu „Prosta Sprawa”, i teraz przy tym filmie, przy którym pracuję, ja nie widziałem żadnego alkoholu.

Żadnych używek.

Wiesz, jakieś takie pojedyncze sytuacje, typu, nie wiem, że było zimno, późno i ktoś tam wiesz, dolewał sobie tam, nie wiem, czegoś do herbaty, żeby się rozgrzać.

No ale to jest wszystko dla ludzi, jakby w normalny taki sposób, nie?

Ja oczywiście w tym nie uczestniczyłem, ale absolutnie nie wiem, czy to jest kwestia innego środowiska, czy zmiany czasów, czy podejścia do pracy w ogóle, ale nie widziałem nikogo.

Nie no, to czasy na pewno się zmieniły na maksa.

Nie widziałem nikogo, po prostu totalnie jakby higiena pracy, wiesz.

Wiesz, ja też, broń Boże, nie chciałem tego tak przedstawić, żeby ktoś mnie źle nie zrozumiał, że polskie plany filmowe to jest jakieś w ogóle nagle jakiś Babilon, bo nie jest tak i wszyscy są profesjonalistami i naprawdę, wiesz, jest to, to jest w ogóle bardzo ciężka, wymagająca, bardzo skondensowana praca, gdzie jest w ogóle mnóstwo stresu i planowania i też potrzeba ogromnej ludzkiej takiej współodpowiedzialności za siebie i za efekt.

Natomiast wiesz, kurczę, nie ukrywajmy, że to też jest po prostu jakby, że tak powiem, sektor artystyczny i różnie jest w tych sektorach artystycznych i ta tradycja, jeśli chodzi o Polskę, to ja mam wrażenie, że czasami ta tradycja rock’n’rolla to jest bardziej obecna w filmie niż w muzyce, tak?

Jeśli chodzi o ten, albo jest…

Nie wiem, bo mówię, mam małe doświadczenie z filmem, ale wydaje mi się, że chyba nie i że to jest też, ludzie często mnie pytają, ale jak ty sobie radzisz, przecież ty jesteś w takiej branży, że tam alkohol jest wszędzie, wiesz.

No okej, zdarza się jest, bo tam są imprezy po koncertach, gdzie jest festiwal na przykład i jest dużo ludzi, za sceną się spotykają i tam ludzie sobie piją, tylko nagle się okazuje, że jak nie pijesz i patrzysz na to z boku, to tam jest wszystko normalnie, po prostu ludzie stoją z piwkiem i se gadają, jakby jest wszystko okej.

No tak.

I jak używałeś, no to przecież wszyscy piją i to ja byłem tym pajacem jedynym, zawsze zobaczysz go, wiesz.

To jest tak pięknie zrobione w tej „Informacji zwrotnej”, nie?

Ta scena z Arkadiuszem Jakubikiem, jak on wchodzi na tą imprezę i w sekundę, to oni wszyscy się patrzą na niego, to jest dokładnie to, nie?

Że jemu się wydaje, że jest super, że jest dokładnie tak jak wszyscy, ale nie jest tak.

Więc to nie przeszkadza mi, bo to też jest jakiś mit, że branża artystyczna, a w branży budowlanej nie ma w Polsce, a w branży, nie wiem, u lekarzy, w branży tam jakaś się wymieni.

Nie, no bo branży budowlanej nikt nie romantyzuje po prostu w ten sposób, bo nam też się wydawało do pewnego momentu, że literacka branża też jest rock’n’rollowa.

No właśnie, a literaci, przecież ci to dopiero, a lekarze, a tam nie wiem kto jeszcze, no przedszkolanki może tylko wychodzą z tego.

Mam nadzieję.

Chociaż po całym dniu słuchania wrzasków moich dzieci, to pewnie też, wiesz, no, koniec końców substancje są wszędzie, nie?

No wchodzisz do sklepu spożywczego i one są wszędzie, jakby i tyle.

I to jakoś na szczęście, wiesz, to też jest dobry probierz mojego stanu duchowego, nazwijmy to, nie?

Że jak jestem w dobrym momencie, to kompletnie nawet nie zauważam tego, nie?

A jak już zaczynam zauważać i rozpoznaję, wiesz, tam marki, gatunki, coś, albo widzę, że ten jest po tym, a ten jest po tym, bo tam widziałem oczy, no to znaczy, że trzeba się cofnąć i wrócić, wiesz.

A, że chodzi ci o to, że wchodzisz do sklepu i z tej plamy nagle zaczynasz widzieć etykiety w plamie.

Tak, tak, etykiety, tak, to wiesz, że mnie interesuje, o, tego nie było za moich czasów, wiesz.

To znaczy, że trzeba się zrobić krok wstecz i jakby, wiesz, wiadomo co zrobić, no.

Oj, to jest zdradliwe, pamiętam też, ale to kurczę, powiedziałeś teraz coś, co ja tak intuicyjnie, nazwałeś coś, co ja intuicyjnie, mi się wydaje, bo rzeczywiście, ja też tak mam, też tak mam, że jak jest jakiś gorszy moment, gorszy przelot i ja wchodzę, nie wiem, chociażby do tej w ogóle, wiesz, sklepu z zielonym zwierzątkiem po, nie wiem, jogurt, kabanosy, bracie i minerałkę i stoję przy tej kasie i nagle patrzę i coś tak, i rzeczywiście to jest, kurde, za moich czasów, tego nie było tego smaku.

Tak, no to za moich czasów, o, na cydr to ja się nie załapałem i już wiem, kurna, że to jest, że jeszcze może się załapie.

A drugi, drugi probierz dla mnie, jakby tego, czy jestem w dobrym momencie, czy nie, to jest prowadzenie auta, nie?

Wydaje mi się, że wszystko jest fajnie i jak nagle, wiesz, i drugie odnajdujesz, odnajdujesz siebie na stacji benzynowej, gdzie tniesz sobie ręce, tniesz sobie klatę, lejesz krew tam, gdzie się leje wachę, nic z tego nie zdarza się, to znaczy, masz zdrowy łeb, budyń, jazz.

I jak nagle odnajduję się jak dre mordę po prostu na kierowców przez zamknięte szyby, więc oni tego nie słyszą, wiesz, kto ci dał prawo jazdy, ty taki owaki?

To myślę, aha, okej, dobra, czyli jest, wiesz, jak jestem w dobrym momencie, stoję w korku, spóźniony 10 minut, no i co?

Jakby co, już nic nie zrobię z tym, jest w porządku.

Musisz znać, że ja to zawsze robię, w sensie, ja zawsze dre mordę na kierowców, jak jestem sam w aucie, to u mnie to nie ma związku z moim samopoczuciem.

Dziś rano tu jechałem, miałem świetne samopoczucie, a ze dwóch dostało, nie?

Ale wiesz, to mnie najbardziej odpala, jak ktoś… Nie włącza kierunkowskazu.

To powinno być karalne, to jest naprawdę… Kojarzycie taki profil na Instagramie…

Taki profil na Instagramie i zapomniałem nazwy.

No takie wielkie chłopy.

Trener Paweł, oczywiście!

Widziałeś trener Paweł, jak jadą betą w środku z drugim chłopem i nagle on mówi „ty, coś mi się tu na zielono świeci, co ten mechanik twój ma?”

No ale to jest to, nie?

To jest to.

Jakby to mnie naprawdę, powiem ci, odpala, ale wiesz, ja mam dopiero dwa lata prawa jazdy, tak że to… Ja wam powiem, jak ja jeżdżę samochodem, a jeżdżę dosyć krótko i mało, bo mam pół roku prawo jazdy.

Żeby nie mieć tych rozterek, co wy macie, czy przeklinam, czy nie przeklinam, jak jadę, to po prostu sobie śpiewam „kurwa, kurwa, kurwa, kurwa” na dodanie otuchy i tak jadę.

Znaczy przy dziecku staram się, nie?

Ale jak jadę sam, to tak se śpiewam.

No jak twoje dziecko zacznie tak śpiewać, to wtedy… No zaraz zacznie.

Ja właśnie po spływie kajakowym dostałem moim zdaniem złoty medal.

Ja po prostu gwiazdkę złotą, znaczy mój syn to przede wszystkim, absolutnie wszystkie medale świata, bo był w warunkach jednak ekstremalnych.

Zimno, wiesz, namiot, tylko ja i on, zero atrakcji, wiesz, no jednak ciężki przelot i był świetny.

Ja też sobie, że tak powiem, wręczyłem złoty medal, bo skończyliśmy spływ, pojechaliśmy gdzieś tam jeszcze dalej na już takie bardziej komfortowe wakacje i on mówi „tato, przez ten tydzień powiedziałeś trzy razy, że będziemy w dupie i raz powiedziałeś „ja pierdolę”.

Ja mówię „ale wiesz, bo że w dupie, no to jak rzucał wiosło na przykład na wodę i ja mu tłumaczyłem, wydawało mi się, że to nie jest wulgaryzm, że to synek, ale jak wiosło nam odpłynie, to będziemy w dupie, jakby nie robimy tak.

Ale to drugie, ja tak przecież nie mówię, co ty.

Nie, jak prowadziłeś auto, tam krzyczałeś na kierowce, że „kto ci dał prawo jazdy”.

Więc i tak jak na cały tydzień stresu, to jak na mój temperament, to bardzo dobrze.

Też bym się wybrał na spływ kajakowy.

Ja byłem na kajakach, byłem na kajakach we Francji, teraz byłem parę dni temu, polecam, świetnie.

Ale w kajaku byłem z moją lubą, która właśnie chciała się nauczyć wiosłować, ze mną w kajaku i miałem złoty medal sobie przybiję.

A ja nie jestem mistrzem kajakowania, powiedzmy, że ja tam pływam kajakiem średnio raz na trzy lata.

Ale nie wywrócę się, powiedzmy tak.

Mam minimum takiej umiejętności kajakowych, w sensie nie wywrócę się raczej, jak wsiądę do kajaku.

No ale musiałem ją uczyć i nie rozstaliśmy się po wyjściu z tego kajaka.

Więc złoty medal mam.

Trzeba też czasami się poklepać po ramieniu.

To jest jakby takie, wiesz, dobra robota, stary.

To jest okej, to też mi się wydaje, bo skoro tak terapeutyzujemy, ja też się złapałem na tym, że ja bardzo często, bardzo brzydko o sobie mówiłem.

I gdzieś tam usłyszałem, albo ktoś mi powiedział, żeby tak nie robić, no a jasne, czary mary, ale przestałem jakoś.

Wziąłem sobie to głęboko do serca i to działa.

Trzeba z czułością po prostu do siebie.

I czasami, wiesz, jak…

Właśnie to jest to, że schodziłem ze sceny na tym Pol and Rocku, gdzie było wszystko git i cały czas się biczowałem, że w piątym numerze, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego mi to zrobiłeś, przecież mogłeś lepiej, wiesz.

I tylko ty to usłyszałeś.

To już całego tego pół miliona ludzi zapewne to usłyszałeś.

Tak, a teraz jak, wiesz, schodzę i nawet wiem, że gdzieś tam było niedoskonale, to tak mówię, stary, zrobiłeś najlepiej, jak umiałeś, dałeś z siebie wszystko, no dałem.

No to stary, jest w porządku, dziękuję ci, wiesz.

I ten wewnętrzny dialog jakiś taki się robi bardziej cywilizowany, nie?

Dziękuję ci do samego siebie, to muszę sobie zapamiętać, bo tego jeszcze nie robię, jeszcze nie jestem na tym etapie.

Ja też jeszcze nie umiem, tak.

Także dziękujemy ci Krzysiu.

Ale bo ja mam dłużej prawo jazdy, dlatego na trzydziestkę zrobiłem, czyli też super wcześnie.

A, no ale to nie no w porównaniu do nas, to super wcześnie, no daj spokój na trzydziestkę.

No ale na każdego, wiesz, każdy ma swój moment.

No to my ci bardzo dziękujemy w ogóle.

Bardzo, bardzo.

Bardzo dziękuję.

Że u nas byłeś.

Było się czego bać?

Kurczę.

Słuchaj, zobaczymy no, jak będziemy oglądać, tak czy siak, żeby nie było, to ja dziękuję bardzo.

Myślę, że wszystko wyszło git.

Naszym gościem był wspaniały Krzysiek Zalewski, którego nowa płyta wychodzi dwudziestego…

Siódmego.

Siódmego, nakładem wytwórni Kajax i potem jest trasa koncertowa.

Tak, jest listopad, grudzień, widzimy się na wielkich, wielkich halach i będziemy śpiewać wspólnie.

A w Warszawie którego grasz?

W grudniu na Torwarze gram, ale nie pamiętam kiedy.

To wszystko można sprawdzić na tych internetach, socialach.

Dobra, idźcie na koncerty Krzyśka, bo na pewno będą świetne.

Ja byłem na koncercie twoim, na pewno byłem raz, myślę, że byłem dwa razy.

Raz byłeś w pandemii, tak pandemiczne sytuacje.

Z poprzedniej płyty twojej byłem.

Tak, tak, byłeś w Pradze Centrum.

W Pradze Centrum, było mega.

A dzięki.

Było mega, bardzo mi się w ogóle podobało, był super koncert, także mi się ta twoja poprzednia płyta też bardzo podobała.

Ja ją chyba tę i tę z Niemenem najbardziej lubię i ta miała fajne w ogóle bicie, takie trochę z LCD Sound Systemy się niektóre piosenki kojarzyły bardzo.

Chciałem disco zrobić, to mi było wyszło.

No kurde, disco to strasznie szlachetna muzyka, no nie oszukujmy się.

Kochani, słuchajcie Krzyśka płyty, idźcie na koncerty, to był podcast Co ćpać po odwyku i trzymajcie się i róbcie to wszystko co robicie ze swoimi ulubionymi podcastami i kanałami na YouTubie.

Już wiecie co, dużo zdrówka.

Dzięki.




Zobacz inne treści

Krzysztof Zalewski: czy spokój jest lepszy niż haj?

Czy żałobę da się przeżyć po dwudziestu latach? Czy rzucanie narkotyków zabierze nam talent? Czego można nauczyć się na…

Pierwszy kryzys na trzeźwo

Czy nasze pójście na odwyk to był happy end? Kiedy spadliśmy z różowej chmury? Co robiliśmy, kiedy świat nie…
ACCOUNT
Ulubione
Logowanie
Załóż konto

Na adres e-mail zostanie wysłany odnośnik do ustawienia nowego hasła.

Twoje dane osobowe zostaną użyte do obsługi twojej wizyty na naszej stronie, zarządzania dostępem do twojego konta i dla innych celów o których mówi nasza polityka prywatności.

Password Recovery

Zapomniane hasło? Proszę wpisać nazwę użytkownika lub adres e-mail. Wyślemy w wiadomości email, odnośnik potrzebny do utworzenia nowego hasła.

KOSZYK 0
Dodano do listy ulubionych! ZOBACZ ULUBIONE