Wojtek Friedmann: wyszedłem z największego bagna i teraz możecie o tym przeczytać

Wojtek Friedmann, słynny warszawski pisarz, podróżnik i storyteller. Dotąd wydał dwie ksiązki, które nie były o nim. Teraz wydaje trzecią i ta wreszcie jest o nim. Czemu zdecydował się napisać autobiografię, swój piciorys? Jak na „Mój pierwszy ostatni raz” zareagowali jego rodzice? Czemu większość książki została napisana na telefonie? Jak zdobyć hajs na podróże, gdy tego hajsu wiecznie nie ma? Czemu Wojtka na Instagramie followuje Iggy Pop? A to oczywiście tylko kilka z przygód Wojtka, o których dziś usłyszycie.

Nie wiemy, czy wiesz, ale partnerem naszego podcastu jest SOTI Natural – firma, która wie jak parzyć liście herbaty i nie tylko. Na hasło „POODWYKU” w ich sklepie masz 15% rabatu.

Obejrzyj odcinek na YouTube

Przeczytaj rozmowę Jakuba Żulczyka i Juliusza Strachoty z Wojtkiem Friedmannem z kolejnego odcinka podcastu „Co ćpać po odwyku”

Dzień dobry, ja jestem Strachota, to jest Żulczyk.

Zapraszamy Was serdecznie na…

Jest z nami nasz autor.

Nasz autor, ale to zaraz.

Nasz autor wspaniały, a my Was zapraszamy wraz z naszą wspaniałą marką SOTI, która nas sponsoruje.

Czy wiesz, że nasz autor, który jest dzisiaj naszym gościem, ja to mówię z taką naprawdę dumą, nasz autor jest…

Jest parę ciekawych faktów związanych.

Po pierwsze…

Kim jest nasz autor?

Poczekaj, a może to możemy rozpocząć zagadkę.

Dwa w ogóle jakby podać takie hinty, może ktoś odgadnie.

Pierwszy hint jest taki…

Ktoś przeczytał na okładce.

Ta osoba po raz pierwszy jest naszym autorem, ale nie jest po raz pierwszy naszym gościem.

Tak, jest.

To jest pierwszy hint.

Drugi hint, jest to pierwszy z naszych autorów, albo pierwsza nasza osoba autorska, która nie jest debiutantem.

Tylko została, że tak powiem, no nie wiem, czy przejęta, czy jakby…

No po prostu wydaje z nami książkę.

Podkupiliśmy.

Słuchaj, no nie wprowadzajmy ludzi w jakieś takie szczegóły finansowe, jakieś albo inne, albo też logistyczne, natomiast to może teraz…

Jest pięć sekund, może ktoś zgadnie, a może zrobimy tak, że jak ktoś zgadnie, to wygra książkę na przykład.

Może.

Nie można tego na YouTubie tak zrobić.

A, bo nas wsadzą.

Nie…

Ale widać nazwisko przecież.

Widać nazwisko poza tym, tak.

Tak.

No, dobry, bardzo macie, dzień dobry, dobry macie bardzo te konkursy.

Naszym gościem jest…

Często są takie.

Jest nasz kochany Wojtek Friedmann.

Wojtek Friedmann, który napisał książkę, którą wydaliśmy.

Ta książka się nazywa „Mój pierwszy i ostatni raz”.

To jest jej piękna okładka.

O tej książce będziemy teraz rozmawiać przez następne minuty, kwadranse i godziny.

Ale ja bardzo was zachęcam tego, byście się z tą książką zapoznali.

Oczywiście najlepiej ją kupując, a nie pożyczając od tego, kto ją kupi.

Możecie ją kupić w preorderze.

Czy ja miałem użyć słowa preorder, czy nie?

Bardzo dobrze, że użyłeś słowa preorder.

Poodwyku.pl Wejdziecie na naszą wspaniałą stronę poodwyku.pl, to już ta książka tam jest i możecie ją kupić w preorderze, a tylko w preorderze jest z rozmaitymi atrakcjami.

A książka jest super, nawet bez atrakcji.

Książka jest super, bez w ogóle żadnych atrakcji.

Wojtek, jest to twoja trzecia książka, tak, jeśli dobrze kojarzę?

Tak, tak.

Ale wydaje mi się, że to jest pierwsza książka, którą napisałeś i która cię w ogóle sprawiła, że jesteś trochę przerażony.

Nie, nie, nie.

Ja nie czuję się komfortowo z nią, a to jest od strachu, od przerażenia, to nie jest to uczucie.

Ja jeszcze nie znam wszystkich uczuć, ale to rozróżniam.

To nie chodzi o prze…

Ja się źle czuję z tym, że pewne rzeczy się konfrontuję z nimi.

W mojej chorobie to jest bardzo fajna rzecz, że sobie możesz to wszystko po swojemu wytłumaczyć i dla bezpieczeństwa zupełnie inaczej do tego podchodzisz.

I na przykład jeżdżąc na te wszystkie mityngi spikerskie, wszystkie czasami albo na inne spotkania, to już się nauczyłem mówić tą historię, która zupełnie mi nie zmienia nastroju.

Mówię ją jednym głosem, mówię ją po prostu: oddechy zapamiętane, wszystko w tym samym momencie.

I ona mnie zupełnie nie rusza, jakbym mówił o kimś innym, jakiejś postaci.

Ciekawej, bardzo ciekawej.

Dlaczego teraz zaczęło cię ruszać?

Jak poszło w papier?

No poszło w papier, bo muszę na przykład ją przeczytać.

I piszę coś i potem siedziałem z Olą, redaktorką i ona mówi „nie, nie, to źle brzmi, to weź mi to przeczytaj”.

I ja nagle czytam, a tu mi głos ucieka, wiesz.

I tu jest pierwszy raz, że się łapiesz, że to jednak inaczej czujesz, całym sobą czujesz, a nie tylko to, co masz ten zakłamany „ja”, podejście do pewnych spraw i co się dla bezpieczeństwa też inaczej mówi niż jest.

A tutaj jest konfrontacja taka w stu procentach.

Kilka rzeczy nie jestem w stanie przeczytać do tej pory w tej książce.

Miałem ostatnie spotkanie z rodzicami i też miałem umowę z nimi.

Słuchajcie, jest książka o mnie, nie jest to autobiografia, ale jest to jakaś historia, opisane doświadczenia.

Zaczyna się od tego kim jestem, z jakiego jestem domu, więc jest o was kilka zdań.

Czuję się w obowiązku, żebyście wy na początku usłyszeli, więc rodzice oczywiście „Stefan daj testament, a ty czytaj”.

Czekali, żeby tam powykreślać wszystko.

Usłyszeli, ale to tak jak powiedziałem, to nie jest tak do końca, że to ja, że ja to umiem, że ja to przyswajam i że to tak było wszystko.

I nagle dostaję tą informację, że faktycznie te rzeczy się działy i są momenty, kiedy opuściłem i mówię, że proszę przeczytać sobie dalej, bo ja chwilę potrzebuję, oddech jakiś.

To może odebrałeś jako to przerażenie.

To dyskomfort cholerny, ale przerażenie żadne.

To ciekawe, bo przez ostatnie 9 lat już, bo mija ci 9 lat trzeźwienia, wydawało się, że ty masz taki dosyć duży dystans i z pewną łatwością mówisz o tych różnych sprawach.

Rozumiem, że książka ci jakby nie pozwoliła na różnego rodzaju ucieczki po prostu.

Ucieczki, konfabulacje albo właśnie zaśmieszanie tematu, czyli coś, w czym jestem bardzo dobry.

Wszystkie kłopoty, które są u mnie, to jest kwitowane głupim żartem i idziemy dalej.

To jest moja gdzieś peleryna ochronna na swoje dysfunkcje i na jakieś inne rzeczy, których nie potrafię do tej pory zrobić.

I to mi pomaga, to jest moja siła w tym wszystkim, ale tutaj tego nie było.

Tutaj już nie mogę po jakimś tam zdaniu napisać „a teraz, a tutaj zapraszamy do reklamy coś jakiegoś”, bo nie ma miejsca na to.

Ale całe szczęście z tej peleryny tutaj trochę też korzystasz, bo książka jest napisana językiem twoim, który ludzie znają i lubią też.

Więc tak, w sensie nie zaśmiewasz, ale książka jest napisana lekko i czyta się ją super.

A jakie to są rzeczy, które omijałeś tak skutecznie?

Ja nie mogę cały czas te takie, które są dla mnie do tej pory…

Pamiętajcie, chyba rozmawialiśmy w poprzedniej naszej super rozmowie, którą wspominam do dzisiaj.

Rozmawialiśmy o tym, co jest takim do tej pory, bo do dzisiaj jestem największym dla mnie straszakiem, co sobie przypominam.

To są niestety rzeczy związane z moim synem i tamten kawałek, który napisałem, to jest właśnie to, że tutaj pierwsza rzecz odczuwam kłucie z jednej, z drugiej strony.

Nie czyta mi się tego dobrze.

Czyta mi się to w taki sposób, że gdzieś mam poczucie straty czasu, tego, że nie wszystko potrafiłem zrobić tak, jak może powinienem, albo jak mógłbym.

Ciekawe rzeczy dopiero teraz wychodzą, jak się konfrontuję z tym.

Okej, a nie sądzisz, że ten dyskomfort, który jest teraz ostatecznie, może być jakąś drogą do wolności?

Jest, nawet nie sądzę, tylko jestem przekonany, że jest.

To jest kolejny krok do tego procesu, w którym jestem, do tego trzeźwienia, bo się coś zmienia.

Wyczytałeś, więc pamiętasz końcówkę i ostatnie zdanie.

Tak, a chciałem Cię zapytać, a rodzice jak zareagowali?

Rodzice zareagowali dzielnie.

Też emocje są ogromne.

Mi się też ciężko było przyznać.

Jest wiele rzeczy, za które się bardzo wstydzę, które są napisane w tej książce.

Myślę, że jakbym o nich nie napisał, to bym je kitrał gdzieś cały czas i tym zaśmieszaniem udawał, że tak jest.

A jak ktoś by mi przypominał, to bym się odwracał albo mówił, że e tam spierdalaj.

A tutaj jak to się gdzieś napiszesz i jeszcze patrzysz mamie w oczy, a ona mówi, że pamiętam ten dzień i tutaj nagle jesteś, wiesz, bez portek pod rotundą.

W poniedziałek o dwunastej stoisz tam na waleta i takie masz uczucie.

Ale to rodzice dowiedzieli się na przykład z tej książki czegoś o tobie, czego wcześniej nie wiedzieli?

Myślę, że to ilości przede wszystkim.

Bo tak jak w każdym piciorysie masz, żebym ja się ze sobą rozliczył i żebym sam zrozumiał na czym polega ta choroba i w jakim głównie siedziałem, to też te ilości tam wypisane, tych wszystkich detergentów, to pokazują skalę tego zanurzenia w gównie.

I myślę, że nawet jak ktoś jest blisko ciebie, to nie do końca musi sobie zdawać jako osoba zdrowa, nie do końca sobie zdaje sprawę z tego jaka to jest skala zagrożenia trucizną na przykład.

Tak bym powiedział.

No tak, tylko że wiesz, a czy ta ilość tak naprawdę ma znaczenie?

No, dla czytającego, bo zapytałeś się o odbiór rodziców, więc myślę, że to zrobiło największe wrażenie.

Że nie wiedzieliśmy, że aż tak.

I dokładnie jest to stwierdzenie.

Tak wyszło z rozmowy.

Między sobą rozmawiamy, bardzo mam komfort tego, że możemy gadać, bo mamy odczuwanie pewnych zdarzeń, podobnych doświadczeń, wspólne.

Ale przypominamy sobie, ja sobie przypominam, że też inaczej reaguję jak ktoś mi mówi na przykład, a ja w tym samym siedzę i ktoś mi mówi, słuchaj, no wiem jaka jest dawka śmiertelna na przykład towaru jakiegoś tam powiedzmy mniej więcej przyjęta i ktoś mi mówi, no słuchaj, no byłem w takim cugu, zrobiłem 12 toreb dziennie, no to ja już wiem, że dobrze pojechał tam, że to już jest ogromna ilość zatrucia głowy i wszystkiego.

A inaczej reagujesz jak ktoś ci mówi, słuchaj, no dwa węgorze pojechaliśmy dalej, wiesz, o tym mówię, że skala nagle tego tobie również pokazuje, jak bardzo to siedzisz tam w gównie po uszy i tak jak ktoś, też nie zmieniam, bo wiem do czego, co powiedziałeś i też nie chcę, żeby to jakieś było nieczytelne, że uważam, że alkoholik to jest ten, co więcej wypił.

No nie, zupełnie nie, ale tutaj między sobą jak rozmawiamy, to jak skala jest tego zatrucia, no to widzisz tą degrengoladę, no to wiesz, że już te ręce nie wystają na powierzchnię, tylko są już głęboko, kilka metrów niżej.

Ale to ciekawe, bo ja mam tak, ja się łapię na tym, że wiecie, jak my sobie tutaj gadamy między sobą, czy albo jak komuś opowiadam z własnej woli o jakąś swoją historię, to jest luz, ale jak mój brat osobisty, który jest cywilem, przypomni mi coś, to mnie skręca.

Wiecie, dzisiaj, na 12 lat po jakby kurde przerabianiu tego, po prostu skręca mnie, bo on mi przypomina rzeczy, których ja nie chcę pamiętać i tych rzeczy jest mnóstwo wciąż.

No bo to jest, wiesz, przede wszystkim jest takie uczucie, że ty jesteś sobą zażenowany.

No tak, ale nie jesteś zażenowany, jak nie chcesz powiedzieć o wszystkim.

Wracamy, czyli jak ja idę na meeting spikerski, czyli robię coś, żeby komuś pomóc, ale robię to już 15 raz, czy któryś raz i czy jeździmy na te spotkania z Julem, czy pana inżyniera też wyciągnę w grudniu do bardzo ciekawego miejsca.

W końcu się uda.

W końcu tak, do tego zakładu karnego, czy gdzieś, no to też masz to wszystko, po prostu mówisz.

I nie dlatego, że oszukujesz kogoś, nie, ale masz łatwość przekazania i wiesz, co mówisz, żeby spróbować komuś pomóc.

No to jest metoda.

To jest metoda, ale to też nie jest tak, że ja mam tyle czasu, żeby powiedzieć wszystko.

W tej książce, no nie było, nie mogłem powiedzieć, słuchaj, tutaj nie będzie tego, bo ja nie mam czasu.

A trochę cię wciśnęli.

A trochę było tak, że ja wiem, że dla siebie muszę powiedzieć o tym, żeby wziąć oddech i iść dalej.

No co będzie dalej, to dziś jest okej.

Ja przerażenia nie mam, cieszę się, że to zrobiłem.

Moja mama też powiedziała, że uważa, że to jest bardzo ważna książka i idźmy dalej po prostu z tym.

Kurczę, bo wiesz, bo to jest trzecia książka i trzecia książka to już nie są żarty, nie.

Pierwszą książkę to tam, wiesz, kiedyś powiedział mój kolega serdeczny po fachu, Łukasz Orbitowski, że jedną książkę to ma w sobie każdy.

Każdy ma w sobie materiał na jedną książkę, każda jedna osoba, no bo każdy przeżył jakieś życie.

Ale trzy książki to już czynią cię pisarzem.

Ja tylko przerwę, bo mam od ciebie piękne zdanie, które ja cytuję, jak miałem tą pierwszą premierę.

Wiesz, słuchaj, to nie jest tak do końca.

Pierwsza to nie jest książka, tylko debiut.

To jest taka rzecz, którą ja bardzo uwielbiam.

Mówię, to są twoje słowa i ja przekazuję je dalej, bo to jest super rzecz.

Pierwsza to jaka to książka?

Pierwsza to jest debiut.

Książki zaczynają się dalej.

No tak, ale to już jest trzecia i zobacz, te pierwsze dwie, które nie były…

Dobre.

Ty to powiedziałeś…

Ale nie były jakkolwiek autobiograficzne, ale czy one jakkolwiek przygotowały cię na tę książkę?

Czy one ci ułatwiły jej powstanie?

Wiesz o czym mówię.

Czy tam było jakieś nabicie ręki pisarskie, czy to ci jakkolwiek pomogło, kiedy to robiłeś?

No nie, ja mam w sobie bardzo dużo tej amatorskiego podejścia do pracy.

Cały czas nie mogę się do końca poddać przy pracy redaktorskiej, bo nie jestem przekonany o swoich jakichś umiejętnościach, ale wiem co mi się podoba na przykład.

I wiem, które zdanie dla mnie jest fajne, które bym przeczytał u kogoś i powiedział „O Jezu, jakie on ma akurat mi się tutaj wyobraźnia uruchamia, jakie jest zdanie sformułowane w ten sposób”.

I mam takie rzeczy, a potem mi redaktor jeden, drugi czy trzeci, czy nawet jak pisałem felietony do jakichś miejsc, czy jak zrobiłem album fotograficzny, tam też była redakcja tego tekstu, bo tam są opowieści jakieś ciekawe, ale to miałem dokładnie to samo uczucie wszędzie, że no jak, jak to nie może być, nie będę słuchał czegoś teraz ustawy o języku polskim, albo to jest nie tak, mi się to podoba i jest ten licentia poetica i chciałbyś, jak to się nazywa, chciałbyś, żeby została.

A tu ktoś ci mówi „Panie Wojtku”.

No i tego właśnie zamykam, że to nie jest tak, że mam z trzecim tematem, z trzecią książką, mam większą łatwość, albo że czegoś się nauczyłem.

Nie, mam cały czas niezrozumienie do tego, że ktoś nie może wyłapać, że to mi się podoba i bym chciał.

Ale już, ale odpuszczam, bo jakby to też jest takie, inaczej może siedzieć w domu i pisać na ścianach po swojemu, więc wiem czym to jest, to nie jest tak, że jestem niepogodzony, tylko odpowiadam na twoje pytanie, że trzecia mija…

Turnus mija, a ja niczyja.

Każda redakcja jest formą jakiegoś boksu i w każdej redakcji jest też trochę tak, że jest tak, a przy scenariuszach to już w ogóle, że masz coś takiego, że na jednym poziomie się uczysz tego kompromisu, a na drugim poziomie uczysz się bronić swoich pomysłów.

Jakby i uczysz się bronić tego swojego jakiegoś głosu.

I w ogóle ta relacja redakcji i w ogóle z pisarstwem jest bardzo, bardzo, bardzo ciekawa, nie?

Że to jest, z Raymondem Carverem tak było, wielki pisarz amerykański, wspaniały też, zaleczony alkoholik strasznie, który chlał i na jego nagrobku jest napisane, jest cytat z wiersza jakiegoś innego poety, jest napisane na grobie Raymonda Carvera: Rzucił wódkę, a potem to już wszystko było dobrze.

I Carver, kurczę, no ta jego taka przełomowa ta książka „Co myślimy, kiedy mówimy o miłości” bodajże tak ona się nazywa, no to to był wielki przewrót w literaturze, nie?

To, że można pisać tak bardzo minimalistycznie, skrótowo, w ogóle krótko, no to był wielki, wielki w ogóle przełom w literaturze dwudziestowiecznej, a na pewno amerykańskiej ten Carver.

Ale potem, na przykład jak on umarł, to się okazało, że jego redaktor z wydawnictwa się wysprzęglił, że tak naprawdę to on tak czuje się w pewnym momencie współautorem, bo tych książek, bo jakby tam to co ludzie mają za najbardziej Carverowskie jest trochę jego pomysłem i rzeczywiście potem jakaś taka ludzie dotarli do tych rękopisów przedredakcyjnych, się okazało, że ten redaktor tu połowę wywalił, nie?

Z tych bazowych tekstów, potem ta druga połowa była tak, wiesz…

Nie, nie, nie, właśnie połowę wywalił.

Nie, tam nie ma co dodawać.

Carver podobny objętościowo te książki, dlatego nie bez powodu go zacytowałem, bo też jakby objętościowo macie takie pokrewieństwo autorskie.

Aczkolwiek ta trzecia książka, jak na Wojtka, jest bardzo gruba.

Ja mam, wiecie, taką, ja lubię pracować z redaktorami, mam sobie dużo pokory takiej, w sensie i to jest przepychanka, ale ja nawet lubię, jakby mi redaktor usiłuje przywalić czasem po prostu, nie?

No tak.

Jakby mnie sprowadzać na ziemię, i tak dalej, i tak dalej.

No, tak, ale ten proces, to się zaczął jakiś… już nie pamiętam kiedy myśmy zaczęli rozmawiać o tej książce, ale trochę ciebie trzeba było namawiać.

Nieprawda.

Nie?

Konfabulujesz.

Tak?

No to powiedz jak było.

Bo kiedyś żeśmy się spotkali po naszym spotkaniu i powiedziałeś, kurczę, fajnie by było to zrobić, ja mówię, Julek, ja to ci mogę zrobić bardzo szybko.

I tutaj jest zaburzenie, bo to się nie udało zrobić szybko, ale ja powiedziałem, że to zrobię…

Pamiętasz, ja to powiedziałem, daj mi dwa miesiące, a Julek mówi, jesteś pewien?

Oczywiście.

No i faktycznie nie trwały dwa miesiące.

I zaczęły się schody.

I zaczęły się schody, ale też, no, pewnie, że szybciej niż reszta innych rzeczy poszło.

W dwa miesiące to Remek Mróz nawet książki nie pisze, wydaje mi się.

Nawet w kilka osób on nie pisze tyle książek tak szybko.

Czy ja mogę się oblać tym?

Możesz.

Oblać się tym?

No bo zaraz będzie otwierał i się obleje.

Proszę uprzejmie.

Nie?

Nie, myślę, że się nie obleje.

O, zobacz jak pięknie.

Napij się.

Ale dobre.

Jak to powiedziałeś, z tym octem, że co?

Za darmo to Jacek słodki.

Smacznego.

Na zdrowie.

Dobre, ale zapach też ma dobry, muszę powiedzieć.

Dobre, dobre, ja to uwielbiam.

I sfermentowane trochę, ja to cały czas mam.

Ja mam herbatkę, taką zieloną, prawdziwą herbatkę, jaką lubię.

Nie, no cudo, że to nie jest słodkie.

No pa.

To jest inna rozmowa w ogóle, proszę państwa.

To jest dopiero rozmowa.

Co u was, moi drodzy, proszę mi powiedzieć, tak się czas zmienia, mówisz turnus mija, ja  niczyja i co u was, panowie?

Zawodowo to widzę, bo się spotykamy przy mikrofonie.

Tak, co u was?

Kurczę, wiesz, to…

Emocje opanowane?

Czy ja mam emocje opanowane, Wojtek?

Czy któryś z nas ma tutaj, jak siedzimy, emocje opanowane?

To jest dobre pytanie.

No jakoś tam mam, minimalnie, no po prostu ja jestem, wiesz, pracoholik.

Robię, jak zawsze, dwie albo trzy rzeczy naraz.

Jestem, wiesz, w tym momencie jestem już jakby i autorem, i tam scenarzystą, i podcasterem, i też współwydawcą.

To też chciałem powiedzieć, to też zajmuje jakiś czas.

Może i Julka czasu zajmuje to więcej, ale mojego też trochę.

I co, ale jakoś tak po prostu staram się tak robić rozpoznanie bojem, żeby się samemu po prostu nie przygnieść, sam się nie przygnieść pod swoim własnym w ogóle ciężarem, tak?

I w ogóle też jakby dbać o jakiś tam, można powiedzieć, halta, jakiś taki w ogóle też rygor życia, znaczy rygor, właśnie, żeby ten rygor cię nie dojechał, żeby się samemu po prostu do łagru nie zapędzić, tylko sobie, wiesz, umieć odpocząć, czy normalnie funkcjonować, czy mieć jakiś moment po prostu nic nie robienia i tak dalej.

Właśnie to było następne moje pytanie, czy odpoczywasz, czy masz tak, czy już się tą higienę też spokoju łapiesz?

Staram się, staram się, tylko ja po prostu, wiesz co, odkryłem taką w ogóle dziwną rzecz ostatnio bardzo, to też muszę ci powiedzieć, a skoro już mamy dzisiaj taki w ogóle literacki dzisiaj ten podcast, ja ostatnio odkryłem coś takiego, że ja w ogóle uwielbiam pisać.

I to jest dla mnie strasznie w ogóle wstrząsająca rzecz.

Jakby nie umiem w ogóle do tego, to po raz pierwszy po 20 latach wykonywania tego zawodu odkryłem, że ja w ogóle uwielbiam pisać.

I jakby nienawidzę wszystkiego innego, co jest z tym związane robić.

Wszystkiego innego, co jest z tym związane?

Tak, no czyli na przykład udzielać wywiadów.

A, a to jest beznadziejne.

Jakby albo no w ogóle wydawać książek, potem po prostu jakby konfrontować się z tym, co się dzieje, potem jak one są wydane, przeżywać te emocje, czy ta książka będzie, kto się polubi, czy jej nie polubi, czy ktoś ją kupi, czy jej nie kupi.

I w ogóle, czy to ona będzie odebrana w taki sposób, czy ktokolwiek zrozumie, o co mi chodziło.

Czy będzie taka sytuacja, że po prostu tak bardzo wszyscy nie zrozumieją, o co mi chodziło, że ja sam zapomnę, o co mi chodziło.

Wiesz, o co chodzi.

To bardzo dobrze wiem.

To jest, wiesz, to co…

Zaczniesz od innej strony patrzeć przez to, że ktoś ci z tym błędnym, niby błędnym obrazem powie, no to jest fajne, bo coś tam.

A ty potem się zastanowisz, myślisz, kurwa, przecież to nie było tak.

Ale potem zaczynasz dostawać informacje, może faktycznie w ten sposób przedstawiona osoba, zdarzenie, no gdzieś jest inna historia zupełnie.

W każdym razie na takim jestem teraz etapie, wiesz, że ja w ogóle to strasznie lubię robić.

I nigdy w ogóle tak nie miałem wcześniej.

Że zawsze to robiłem tak trochę bez świadomości tej emocji, które za tym idą, poza tym, że mnie to męczyło.

Z tym, że musiałem to robić, bo już zainwestowałem w to tyle czasu i emocji, i energii, że kiedy przyszedł taki moment, że warto… że to już było za późno, żeby przestać, bo to w końcu była tak rozpędzona już maszyna i zaczęła wydawać jakby tak dojrzałe owoce, że to już nie można było się… wycofanie się byłoby jakimś gestem, no takim niemądrym, ale że głównie mnie to męczyło.

I teraz nagle mam coś takiego, że coś chyba jakoś mi się szyba, coś mi się przewietrzyło.

I mam takie coś…

Aha, bo ja to naprawdę lubię robić.

To się pewnie nazywa trzeźwienie, nie znam się na tym, ale to się nazywa trzeźwienie.

To się może nazywać trzeźwienie.

Ale młody człowiek drugi…

Ale wiesz, że to jest z drugiej strony niepokojące, jeszcze do końca.

To jest niepokojące.

Dlaczego to jest niepokojące?

Ponieważ to jest prawdziwa definicja grafomanii.

Właśnie ja się… ja myślę, powiem, nie powiem, powiem, nie powiem.

To jest prawda, bo ludzie używają słowa grafomania w bardzo złym znaczeniu.

Ludzie używają słowa grafomania w takim znaczeniu, że… albo używają w takim znaczeniu, że ktoś źle pisze, albo że ktoś pisze w taki sposób jakiś strasznie kwiecisty taki niby natchniony, taki jakiś tandetny.

Piszesz maniakalnie.

I ludzie piszą, że to jest w ogóle…

No nie maniakalnie, bo ja po prostu…

Namiętnie.

Ale mi to zajmuje niewiele czasu relatywnie w ciągu dnia.

Ale że grafomania jest po prostu potrzebą pisania.

Potrzebą tworzenia.

Ktoś ma potrzebę tworzenia.

To jest grafomania.

To tego nie wiedziałem.

To jest w takim dosłownym znaczeniu tego słowa.

To ja żałuję na przykład, że te wszystkie rzeczy, które ja do tej pory ze względu na moje uzależnienie robię kompulsywnie, czyli kupuję bilet nie jeden, tylko siedem.

Jem nie kawałek czekolady, tylko półtorej porcji.

Wszystko robię kompulsywnie.

I niestety napisanie mi to nie…

I jeszcze.

To dobrze to świadczy.

Bo to jest ładnie powiedziane.

Co pan tak pisze kompulsywnie?

A ty następny tom, następny pyk, pyk.

Pisanie kompulsywne.

No ale tę książkę rozumiem, musiałeś z siebie tak wycisnąć w takim razie.

No nie, nie, nie.

Ale też nie używasz, umówmy się, tradycyjnych narzędzi pisarskich w ogóle.

Takich tradycyjnych typu właśnie.

No ale tradycyjne to są właśnie te, co ja używam.

A te nowoczesne są.

Komputer nie jest narzędziem do pisania.

Nie jest niezbędnym.

Nie jest tradycyjnym.

Ja powinienem pisać piórem normalnym, gęsim i wtedy jeszcze bym się bardziej kamuflował z tym niemocą pisarską.

Bo myślę, że to też jest trochę przykitranie się w tym, w tych wszystkich rzeczach, które gdzieś nie potrafię reagować.

Nie mam tego czasu normalnego tygodnia, równego pory dnia ustalonych do pracy.

No to są te wszystkie moje potem zamykanie i zasłanianie się kotarą.

Że tu nie mam komputera, to nie poprawię.

Tutaj nie mam tego, tu nie mam internetu, no to nie dopiszę.

A tak naprawdę to chodzi o to, że nie zawsze potrafię się skupić nad tym, żeby coś dać na tę przysłowiową kartkę.

To chodzi.

Powiedz mi, bo tak możecie.

Ja to, że się wiesz, bo też już tam jakaś legenda się zaczyna kręcić, że ja nie wiem jak się komputer uruchamia.

Ale ja nie mówię, że nie wiesz.

Ale to coś.

Nie, ja nie.

Raz się wściekłem, bo kupiłem komputer i faktycznie to jest moja niewiedza i to jest za mało siedzę w świecie technicznym.

I prawie kupiłem komputer i byłem obrażony, że mi się skończył pakiet po roku tego Worda czy czegoś.

I szału dostałem.

Tam nawet chyba poszedłem do sklepu, żebym się zabierał, bo już nie działa.

I jakaś była sytuacja taka.

Więc powoli jest kilka rzeczy, które mnie po prostu drażnią.

I nie wiem, czy mieliście takie zdarzenie, bo miałem to też ostatnio.

Ja też miałem problemy z Wordem, powiem ci.

Tak i że mi w ogóle się skasowały dwa rozdziały czegoś ważnego, co pisałem.

No to też wkurwiło mnie to po prostu do imentu.

I stąd mam.

A tutaj wiem, że ten telefon mam cały czas przy dupie.

I tak naprawdę to, co cenię zawsze i też dawałem przykład pracy Kuby.

Miałem przyjemność z nim spędzić kilka fajnych dni na pisaniu i wiem jak potrafi pięknie wykonywać zawód.

Ja tego nie potrafię.

Ja czasami wymyślę fantastyczne zdanie i żeby to nie było na kiblu.

I żebym nie miał telefonu, to bym nikogo nie usłyszał w książce później.

A to, że jestem i ten telefon jest cały czas.

Nie chciałbym, żeby się kojarzyło, że jestem na ubikacji i przy dupie telefon.

Ale faktycznie to, że ja mam go cały czas ze sobą, to jest to, że sobie zapiszę to.

Ja potem je skoryguję, potem je dwa razy gdzieś tam włożę.

Postaci jakieś, ale i tekst, i dialogi.

To jest wymyślane u mnie na bieżąco.

I dlatego mi łatwiej jest z tym telefonem walczyć.

Znaczy nie walczyć właśnie gdzieś tam w zapamiętywanie.

Wszystko jest zapis w telefonie, a nie walczyć z komputerem.

A no chciałbym to napisać, ale gdzie mam telefon?

No tak, no telefon mam akurat na Mokotowie.

A gdzie jestem?

W Nowym Jorku.

No to jest już po pisaniu dla mnie.

Więc to chyba też o to chodzi, że ja go mam po prostu blisko siebie cały czas i stoję w korku, coś mi wpadnie.

I ja tak składam i jest dowód, że kilka razy mogę zapisać i nie ucieknie, a reszta jest w książce.

No właśnie, chciałem, żeby to Wojtek sam powiedział.

Proszę Państwa, ta wspaniała książka to jest naprawdę wzruszająca, pełnowartościowa, wstrząsająca momentami, chwilami też zabawna, inspirująca książka jest napisana na telefonie.

Na telefonie jest napisane tak.

I to jest wstrząsające chyba i zabawne najbardziej, bo treść to nie wiem, ale to jest faktycznie wstrząsające, że można w telefonie napisać trzecią książkę.

Treść jest taka, że to jest po prostu sinusoidy emocji chcę Ci powiedzieć.

Tak, ja tę książkę czytam dwa razy generalnie.

Dla mnie samego, wiesz, dla mnie samego ta książka, ale ona też jest przeciekawa przez to, że można się zanurzyć w Warszawie lat 80., 90. przez to.

Ty opisujesz superbarwnie pewne czasy.

Ale też chcę powiedzieć, że w tej książce jest tego trochę też.

Czyli tego Wojtka, 9 lat trzeźwego, ale który cały czas nie zatracił w sobie ducha przygody.

Tego dzieciaka, który po prostu szuka w życiu przygody.

Właśnie nie wiem jak w tej chwili, czy można mówić o tym niedorozwoju, jakbym o sobie powiedział, ale to jest chyba cały czas tak, że jednak to jest nieumiejętność pójścia do przodu.

A co to by było to pójście do przodu?

Na przykład znalezienie pracy.

Jakiej pracy?

No takiej, żebyś miał zapłacony rachunek za prąd.

Nie mam i za czynsz też nie mam.

Czyli na bilety masz?

Nie do końca.

Podstawa jest, że bez czasami.

Podstawa zadbania o siebie, podstawa tego wszystkiego, bo się zastanawiałem ostatnio, co się zmienia, bo powiedziałeś o fajnej rzeczy, o tym, że wytrzeźwiałem.

Nie wytrzeźwiałem, jest to ten proces, który mi się zupełnie nie spieszy, żeby on się zakończył.

Ja jestem w tym procesie trzeźwienia cały czas.

I tak jak też w książce pozwoliłem sobie na takie moje zdanie, że czasami ten proces idzie takim fajnym tempem tego trzeźwienia, a czasami on się w ogóle zatrzymuje i patrzy się na mnie ten proces.

To o co się potykasz w tym procesie trzeźwienia?

No właśnie o tym, że są rzeczy, o których bardzo dobrze wiem, co powinienem zmienić w swoim życiu, a tkwię w tym.

Czyli jest pewien nieporządek.

Tkwię w tym np. w wydawaniu pieniędzy na wyjazd jakikolwiek, bo wiem, ile daje mi z drugiej strony pogody ducha i wszystkich innych rzeczy dla mnie również ważnych, ale wiem, że są to pieniądze.

Nie są u mnie jakimś takim, że biorę je z półki, jak książki.

No i jest ich dosyć niedużo i powinienem czasami zrobić ten ruch jednak nie bilet, a gazownik.

Okej, ale to chyba…

A nie robię tego, więc jak zapytałeś czym jest dorosłość, to nie tym.

Czyli, że jakby wybierasz rzeczy ważniejsze niż bilety na przykład lotnicze w danej chwili.

Nie ma dla mnie ważnych.

Nie ma, w sensie, że wybierasz gaz, gaz, gaz, a nie…

Nie ma dla mnie ważniejszych niż ta przygoda.

Więc ta dysfunkcja, obawiam się, że to ona gdzieś tam, ja z nią zamieszkam na zawsze.

Okej, a czy ta dysfunkcja, jakby ta przygoda, którą ludzie uwielbiają?

Ja też.

Ja nie wiem, czy to jest pogoda ducha, czy to to pamiętam może.

Każdy by chciał.

Każdy by chciał, nie?

Ale to jakby wpędza cię to w kłopoty cały czas, tak?

No w taki, wiesz, chyba właśnie tak jak Kuba pięknie powiedział, zmieniają się pewne rzeczy w życiu i dzisiaj więcej już, inaczej do czegoś podchodzisz.

Zdał sobie sprawę o tym, że uwielbia pisać, a ja sobie zdaję sprawę powoli, że dla mnie te rzeczy, które były do niedawna zupełnie nieistniejące, czyli zarabianie pieniędzy, gdzie dla mnie to było jakieś w ogóle…

Mam kilka bliskich mi osób, które szału dostają, jak gdzieś idę gdzieś i robię komuś, bo mnie ktoś poprosił i robię to za darmo i mówią „Stary, za chwilę będziesz za trzy dni do mnie dzwonił po hajs.

Tutaj się ktoś zapytał ile za to chcesz, ty powiedziałeś, że nic”.

Jest cisza i ja się z tym konfrontuję dopiero teraz.

Tak jak Kuba z tym, że ma po 20 latach wychodzi i mówi „Kurwa, ja to lubię robić”.

Ale poczekaj Wojtek, bo też się jakoś poznaliśmy, też cię znam, też mi dużo historii swojego życia opowiadałeś.

To nie było tak, że ty nigdy nie zarabiałeś pieniędzy.

Ja zarabiałem ogromnie dużo pieniędzy.

No właśnie, ty miałeś…

Ja zarabiałem ogromnie dużo pieniędzy, a potem one mnie wystraszyły, bo wszystko co zrobiłem złego, to przy dużej ilości kasy.

I jest naprawdę napisane w tej książce „Stary, ja pamiętam 25 lat temu miesiące, kiedy zarabiałem po 30 tysięcy złotych”.

Co jest dla mnie w ogóle czymś dziwnym.

To jest tak jakbyś 18…

I to jeszcze było ileś tam lat temu, przypomnijmy, że to…

No inne pieniądze, proszę sobie wyobrazić, bo mówię tutaj jakby do państwa zebranych, również do moich interlokutorów i ogólnie też tam, równieśników.

Ale proszę sobie wyobrazić, żebyśmy wiedzieli o czym mówimy.

To ja te pieniądze zarabiałem jako 20-latek.

To daj 20-latkowi w tej chwili, daj mu na dzień dzisiejszy 100 tysięcy i tak mu dawaj albo powiedzmy 70 i dawaj mu to co miesiąc.

I jeszcze z zaburzeniem psychicznym dziecku daj takiemu.

No to kilku raperów na pewno w Polsce jest w takiej sytuacji.

No to nie zazdroszczę.

To nie zazdroszczę.

I o to chodzi.

I mi się na dzień dzisiejszy po prostu nauczyłem się żyć bez tego.

Mam jakby pomoc gdzieś fantastyczną wszędzie, waszą też, że mogę cokolwiek zrobić, że wiem, że jest telefon, że jest rozmowa, słuchaj Julek, prawda?

Że jest chyba facet z gazowni albo nie wiem kto, ale coś się kręci mi koło skrzynki cały czas.

Jest pomoc, jest to wszystko działa, więc jestem za to ogromnie wdzięczny, ale to nie jest to, że ja jestem sam w stanie zadbać o siebie.

Ale wiesz, to nie jest pomoc, bo to my jakby dobry towar za to kupujemy.

Dobry towar po jakimś ateście.

To nie sytuacja charytatywna.

Jasna sprawa.

Jasna sprawa.

No to może tutaj nie.

Ale są rzeczy związane ze zdjęciami.

Wolnorynkowymi kapitalistycznymi bestiami jesteśmy.

Bardzo się cieszę i też mam wrażenie, że przez to, że się w coś zadzieje z tą książką.

Ale poczekaj, żebym ja dobrze cię zrozumiał, więc skoro, ciebie zarabianie pieniędzy jako dużo młodszy człowiek niż teraz tak bardzo wystraszyło i konsekwencją, przynajmniej tak sobie to opowiadasz, że konsekwencją tego było późniejsze twoje, wiesz, no różne przygody już mniej ciekawe, dramaty, kryzysy i tak dalej.

To znaczy, to więc to jest u ciebie też taka trochę w niej lub bardziej świadoma kalkulacja, że lepiej być, żyć na szponcie, ale nie krzywdzić siebie i innych.

Że nie widzisz jakby trzeciej drogi.

No właśnie.

A wydaje mi się, że ona, ta trzecia dla mnie droga, jeżeli ona się nie ukazuje mi po prostu tak jak tutaj słup przede mną, na który lada moment wlezę.

To udaję, że jej nie ma.

Raz, a dwa to jest właśnie to, że ten jeszcze gdzieś rozwój nie jest w tym kierunku idzie.

Oczywiście, że mogę się obudzić któregoś dnia i powiedzieć, to nie, to już jest koniec, od dzisiaj zaczynam inaczej.

Nie wykreślam tego.

Ja coraz częściej się wręcz łapię na tym, że tak jak rozmawiałem z tą moją przyjaciółką albo z Dorotą, w sensie o nie mówię, albo z moim ojcem, że to nie jest niezbędna rzecz, ale bardzo ułatwiająca życie, posiadanie pieniędzy.

I to jest to, że to nie jest cel dla mnie, ale widzę, żeby mi to ułatwiło pewne rzeczy.

I tutaj zaczynam mieć takie inne patrzenie się, jak miałem do tej pory.

Ja powiem szczerze, miałem naprawdę długo było tak, że ja się obawiałem, że jednak za każdym razem jak mi się pojawiał coś, to spektakularnie musiało pierdolnąć.

I to tak naprawdę, że od razu następnego dnia nic nie było z tej kupki, a działo się, pół książki się działo wtedy.

Czyli, że to po prostu jest niebezpieczne?

Dla mnie na maksa.

Dla mnie na maksa.

Gdybyś nie wiedział, co ja ostatnio jak w Nowym Jorku zagrałem w tą loterię głupią, ja nie mogłem spać.

Jaką loterię?

A gazownia?

90 milionów tam było do wyjęcia i ja kupon zrobiłem taki.

Stary, ja to zagrałem w tym Nowym Jorku i ja nie mogłem spać.

Mówię, ja pierdolę, żebym ja tylko tego nie trafił.

To jest koniec.

A ty tak jak na Totolotka taką loterię?

No taką normalną loterię za pieniądze i tam patrzyłem, sprawdziłem te wygrane i były te wygrane najmniejsze, był tam milion.

Ja już siedziałem, mówię kurwa, żeby milion, tylko nie więcej.

Tylko nie więcej.

Milion to jest okej, ale żeby mniej więcej. 90 milionów, kurwa.

Ależ bym sobie ładny film nakręcił.

Ale jaki.

I co?

Nie wygrałem.

Ale nie pomyślałeś o rachunku prawdopodobieństwa.

Ale posłuchaj.

Co, nie wygrałem?

Sprawdziłem trzy dni później i mówię, kurwa nie wygrałem.

Ale szczęście.

No dobra, to jeszcze raz spróbuję.

I pyk następny.

No więc wiesz, to nie.

Ale powiedz mi, w jakiej ty byś się w robocie widział, jako taki dorosły człowiek?

Co ty byś mógł robić?

Nie zadawaj mi takich pytań, bo jakbym wiedział, to bym to robił.

Okej.

Dzisiaj mam fajną rzecz.

Jadę z superdziewczynami, które otworzyły biuro podróży i jadę do Bhutanu.

No właśnie.

I to są fajne rzeczy.

I wiem, że one mają tak samo.

One robią to zajawką.

One robią to sercem.

Tam nie ma jakichś takich rzeczy mało.

To się nic nikomu nie opłaca.

Im przede wszystkim.

Ale Bhutan to jest Bhutan.

Jedziesz dzisiaj do Bhutanu?

Jutro.

Już będziesz oglądał ten podcast.

Ja jutro jadę do Legionowa.

Ja pojutrze do Ostródy.

Super.

Ja bym pojechał do Milanówka, ale niestety muszę jechać do Nepalu.

Przykra sprawa.

A później do Bhutanu, do którego dosyć trudno wjechać.

Drogo to kosztuje.

No widzisz, drogo.

I już.

I jakbym nie przyjechał do pracy tam, to bym wiesz ile…

Bhutan.

No dobra.

Ale twój wyjazd do Bhutanu to jest forma pracy twojej.

To chyba taka wymarzona robota.

No tak.

Właśnie dlatego mówię.

Jeżeli bym się miał zorientować, cudowna rzecz by była taka, która by również przynosiła zadowolenie finansowe z napisanej książki raz na dwa lata wydanej i przynajmniej zwrot kosztów tego nic nie robienia, tylko pisania książki.

Z jednej strony myślę sobie, że jak ciebie słuchają ludzie tzw. dorośli posiadający tzw. normalną pracę, to po prostu są wściekli.

Ale z drugiej strony jak opowiadasz o tym swoim permanentnym bujaniu się z hajsem, to sobie myślę, że to musi być stresujące.

Ale tak naprawdę są wściekli.

Wściekli są na siebie.

Ale wiesz, generalnie ja rozumiem, że to jest…

Na maksa.

Julek, ja dopiero teraz widzę ile mi zabiera nerwów te wszystkie kombinowania.

Tym bardziej, że ja mam bardzo często pieniądze, ale ja mam co do złotówki za chwilę.

Jak zarobię 1200 to mam do zapłacenia 1195 gdzieś.

Cały czas u mnie jest ten przepływ gotówki taki, że jak bym je prześwietlił skarbowy to by zwariował, bo by tam nic nie pasowało.

Ty nie kuś losu.

Bo jeśli chodzi o prześwietlenie, ktoś nas ogląda.

Bardzo serdecznie pozdrawiam.

Buddę dojechali, Palikota dojechali, to znaczy, że są rozgrzani.

To i biednych dojadą.

Ale biednych nie ma za co dojechać.

Za długi mnie dojedziesz?

Nie dojedziesz.

Już mnie nie jeden dojechał za długi i właśnie mam ugodę na szczęście.

Ja cię parę razy widziałem w sytuacji takiej, że potrzeba tych pieniędzy.

To się zmieniał z kogo innego.

Absolutnie.

To jest nie ten sam człowiek.

Wiem.

Ja pamiętam sobie, ja pamiętam siebie jak ja działałem w takim trybie.

To jest tak samo, ale Kuba tak samo mnie pamięta.

Jak jestem wkurwiony, jak mi coś nie idzie i czegoś nie ma.

Ale potem jak te pieniądze są już, to znowu jest po prostu…

To co?

To już wyjeżdżam gdzieś.

To już jestem w Bydgoszczy.

Ale weź mi, powiedz mi, to zawsze w tych twoich podróżach fascynowało.

Bo ja to jeszcze jestem w stanie sobie wyobrazić, że gość, który chronicznie nie ma kasy i z tego w ogóle braku kasy uczynił pewną sztukę, pewną wirtuozerię.

Bo to nie jest tak, że to u ciebie jest obojętne, że to jest neutralne.

To nie jest tak Wojtek, że ty jesteś gościem bez kasy.

To nie jest tak, bo ja znam gości bez kasy, paru.

I oni po prostu są bez kasy.

Ale ty nie jesteś gościem bez kasy, ty jesteś pewnym performerem.

Ten brak kasy jest u ciebie pewnym, stary…

Tak, patrz jak się mojego przyjaciela Mateusza zapyta, czy ja mam pieniądze, to on niestety nie jest tego zdania, że ja jestem performerem.

Ja myślę, że powinieneś następną twoją książką, powinien być Wojtek.

Ja bym z chęcią tej książki wydawcą byłbym poradnikiem, jak nie mieć kasy.

Ja to mogę napisać i też szybko.

Ale wiesz co mnie ciekawi?

To mnie ciekawi jedna…

Bo to, że gość, który nie ma kasy jest w styczniu w Senegalu, w marcu w Omanie, w ogóle we wrześniu na Marsie, a na jesieni w Bhutanie, to to, to ja jeszcze nie jestem w stanie sobie jakoś tak logistycznie wyobrazić.

Na przykład, co się dzieje, jak już jesteś na tych wyjazdach?

To mnie to interesuje.

Co jesz?

Co na przykład, wiesz, bo jesteś czasami często…

Nie widać.

Wiesz, bo często jesteś też…

Dziś na miesiąc wyjechałem, schudłem 4 kilo, znaczy nie dlatego, że żarłem, nie?

Ale jesteś w tych miejscach i co?

Bo to często, wiesz, są też miejsca…

Ale ja już ci mówię, oczywiście, ja już ci odpowiadam na to, mogę na podstawie…

Są to często miejsca, w których nawet mając dużo pieniędzy, trudno czasami sobie poradzić.

Właśnie na podstawie tego najbardziej drogiego miejsca ci jestem w stanie opowiedzieć w ogóle historię.

To siedzenia w tym Nowym Jorku moim cały czas, gdzie ludzie muszą dużo zebrać, bo tam nic się nie da.

Jest tam potwornie drogo w Nowym Jorku.

Potwornie, jak pojedziesz ze mną, to nie będzie.

Słuchaj, ja mam, powiedziałem wiele razy się chwalę, po prostu dla mnie jest najcudowniejszą rzeczą mieć przyjaciela, który mieszka tam do tej pory, ma mieszkanie, jak przyjeżdża tutaj, to ma moje mieszkanie i mamy na zasadzie po prostu… 20 lat się znam z Grzesiem moim, który tylko mi pisze, słuchaj, w tych i tych dniach mieszkanie jest wolne, my wyjeżdżamy, masz klucze, masz wszystko.

No więc jak on przyjeżdża tutaj, to z mojej wdzięczności jest taka sama rzecz, taki sam układ.

Czy jakieś kluczyki od samochodu, chcesz pojechać na południe Polski, wszystko załatwię i pomagam.

To samo mam w Nowym Jorku.

Jak ja przyjeżdżam tam, nie powiem, że za każdym razem nie płacę za metro, ale już w tej chwili jak jest rower jeden przypięty tam, to ja już też nie wydaję nawet na to metro, tylko zasuwam rowerem, który mam po prostu codziennie jeżdżę, codziennie mam środek lokomocji po całym mieście, wszędzie zasuwam.

Jedzenie nie musisz jeść na Manhattanie, jak masz swoje ulubione dwie pizzerie na Fresh Pond, gdzie mieszkam i mam gdzieś slice, po którym jestem najedzony, jeden czy dwa, czy sałata, czy sushi, czy cokolwiek, cztery dolary, a nie szesnaście, czy dziewiętnaście, jak w centrum miasta.

Jak jesteś w tym mieście już trzydzieści pięć razy, a tyle co najmniej byłem w Nowym Jorku, jak wiesz gdzie jechać, gdzie co zrobić, no to stary, ja wydaję mniej niż w Warszawie i przysięgam Ci, że tak jest.

To ja muszę kiedyś z tobą pojechać.

I teraz sekundkę, jeszcze przychodzimy do tego, bo każdy mówi, no dobra, cwany gapa ma koleżkę i tego, no dobra, mam koleżkę, to jest raz.

Wiem gdzie jeść, okej, dwa.

Trzecia rzecz, jak dojechać.

No są oczywiście wyszukiwarki, wszystko, ale bierzesz normalne, ile kosztuje, no przez Frankfurt, przez coś, trzy tysiące, dwa osiemset.

No dobra, ale jak wcześniej kupisz bilet, jak zaplanujesz to, no to powiedziesz za tysiąc dwieście dwadzieścia pięć złotych przez Islandię, no gdzie mam też znajomego, z którym się chętnie spotykam, zawsze sobie zjemy obiad, osiem godzin posiedzę na lotnisku.

No posiedzę, ale w tym czasie złapię się i coś innego zrobię w te osiem godzin. – Podstaw, żeby prosto stała. – Słuchaj, więc to też nie jest tak, że się co literki wypadną.

Słuchaj, więc to też nie jest tak, że to za każdym razem więcej kosztuje.

To więcej kosztuje w wyobraźni albo w niewiedzy, to najwięcej kosztuje.

Ale jak pojedziesz i sprawdzisz, masz na to jakiś cwancyk, no to okej, no też można powiedzieć, no tutaj wczoraj rozmawiałem z Olą, czy przedwczoraj, o tym, że warzywa zaczynają więcej kosztować jak mięso.

Ja nie jem tego i w ogóle mało jem, więc jak gdzieś jadę, to też nie jest, że ja wydaję jakiś majątek na te wszystkie, na jedzenie i jak się żre, tylko trawę i palmę, liście i coś.

No dobra, ale jak pojedziesz do Omanu czy do Senegalu, to tam nie masz koleżki, który ma mieszkanie.

No nie, no ale to też mam tam miejsca, które nie mieszkam w dzielnicy normalnej, tylko takiej dla turystów, tylko w internecie szukam, gdzie są miejsca tańsze, gdzie wynajmuję sobie motel, gdzie mam jakieś, wcześniej wiele lat jeździłem na couchsurfing, miałem ogromną ilość gości tutaj u mnie, więc miałem dużo referencji i ludzie chcieli do mnie przyjeżdżać.

Też dostawali klucze, dostawali mapę miasta z zaznaczonymi punktami, co ja chciałbym, żeby oni zobaczyli u mnie w mieście moim ukochanym.

Dostawali mapę, dostawali kłódkę do roweru, mój rower i w ten sposób pomagałem.

Dostałem referencji, nie pamiętam ile i przez wiele lat jeździłem dokładnie w taki sam sposób.

Najtańszy bilet do jednego miejsca, jak wiedziałem, że chcę zobaczyć wyspy albo cokolwiek takiego, to brałem najtańszy bilet do Edynburga czy gdzieś do Aberdeen na przykład i już wiedziałem, że stamtąd na miejscu mam autobus, a nie muszę drugi samolot.

Jasne, że to czas zabiera, ale tylko i wyłącznie czas.

Ludzie płacą za drogie wycieczki, bo ich nie, bo oni nie mają czasu, bo mają pracę, bo mają wszystko to, czego ja nie mam.

A ja wykorzystuję przez to, że nie muszę być co poniedziałek na dziewiątą w biurze albo w jakichś innych miejscach, no to przynajmniej posiedzę dziewięć godzin na autobus albo na coś takiego, co kapie z dachu, ma trzy koła, ale dojedzie gdzieś i przez to oglądam świat.

To jest mój sposób na radzenie sobie z tymi wszystkimi rzeczami.

Lubię to, bo to jest zmiana obrazu cały czas, bo są bodźce, o których mówiliśmy w zeszłym programie.

Ja tego potrzebuję i gdzieś nie powiem w tej chwili, bo już miałem taki też moment, że mówiłem, że mnie to rozwija.

Chuj mnie rozwija.

Nie rozwija mnie, ale ja to lubię.

Ja lubię, jak się zmienia to wszystko, jak się obraz jest.

Lubię oglądać ten świat.

Cały czas to samo mam.

Poza tym też są miejsca, w które jeżdżę, które nie kosztują dużo.

Nawet jak tam pojedziesz, dojedziesz.

Ten Turkmenistan, który chcielibyśmy zobaczyć, pewnie więcej.

Ale jak pojedziesz do Tadżykistanu, to już za 25 zł to się nażresz tak, że po prostu zwariujesz.

Kroku nie zrobisz.

Będziesz nażarty arbuzem i wszystkim innym, bo to jest tańsze niż w krajach rozwiniętych.

Tak naprawdę, więc zobacz, te miejsca to też nie jest tak, że ja sobie wybieram.

Ten klucz jest tak naprawdę kluczem finansowym.

Tam, gdzie ja chcę pojechać.

Zobacz, mówiliśmy ostatnio, no dobra, no pojechał, cwany gapa, o Boże, był w Nowym Jorku.

Mój przyjaciel ma mieszkanie i dzięki temu pojechał.

Tak.

I kupiłem pół roku wcześniej bilet na przykład jeszcze na Bahama.

No to jak zobaczysz w ogóle, ty zobacz, Friedmann znowu, a gdzie Bahama?

No skurwysyn, ten to ma pieniędzy.

Ale ja zapłaciłem 230 zł za samolot na Bahama.

Skąd?

Z Nowego Jorku, z La Guardii.

Spirit Airline, proszę sobie wpisać.

Nie szukasz w szukiwarkach, tylko w liniach lotniczych.

Sprawdzasz, gdzie jest najtańszy bilet, na jaki miesiąc i sobie kombinujesz wyjazd.

Kuba, to nie jest tak, że to wiesz.

Jasna sprawa, że tam wydałem, no przecież nie jem, naprawdę ja nie chodzę i nie żebram albo nie zjadam ze śmietnika tych rzeczy.

Ale kawy sobie nie odmówisz.

Ale kawy sobie nie odmówię, mały jeszcze przywiozę tutaj.

Więc to też nie jest tak naprawdę.

Coś się nauczyłem takiego.

Mając dysfunkcję życiową tutaj w miejscu, w tamtych, gdzie mi się trochę lepiej żyje, gdzie mnie rzadziej głowa boli, gdzie co inaczej Julek powiedział o dopaminie.

Tak, dokładnie o to chodzi.

W miejscach, gdzie jestem i jakichś tam innych, ten czas, ten upływ czasu inaczej wygląda.

Ja go lubię i ja się na nim już trochę znam.

To mogę sobie powiedzieć.

Bo widzisz, to co teraz mówisz, ale to nie jest historia gościa, który czegoś nie umie.

Na przykład zarobić pieniędzy.

Albo to nie jest historia gościa, który coś tam ma, wiesz, odlutowane, gdzie normalny człowiek ma przylutowane.

To jest historia gościa, który jednak dokonuje bardzo świadomie jakiegoś wyboru.

Tak, tak.

Ja nie jeżdżę tam niechcący.

A ja wszystko robię, żeby tam pojechać.

I następne jest rzecz, o której nie powiedzieliśmy, bo też mówimy super, ekstra wyjazdy, ale ja też szukam pracy często w miejscach za granicą gdzieś.

Czyli na przykład następna, druga osoba bliska mojemu sercu bardzo, mój przyjaciel, często do mnie dzwoni, mówiąc, słuchaj, mamy do odebrania jakąś rzecz w fabryce mebli w Szwajcarii.

Dostaniesz samochód, pojedziesz.

No super.

No więc ja jadę właśnie w te moje warunki, które znam.

Ponieważ wiem, jak się przejeżdża z bokiem, żeby nie ruszać przełęczy, która jest droga i która stoją samochody, tiry, wiem, które się jeździ, gdzie indziej.

Przez Szwajcarię.

Wiem, jak się gdzieś, co mam zrobić w Liechtensteinie.

To są wszystko miejsca, które ja już gdzieś tam na własnym, przejechałem we własnym życiorysie i ja to bardzo dobrze potrafię.

To nie jest to, że ktoś do mnie dzwoni, ty posłuchaj, pojedziesz do Paryża, trzeba, no jak Ania moja, pojedziesz, trzeba rzeczy po Iggy Popie odebrać.

To też mogłaby, ale ja sam tutaj wiem, gdzie mam podjechać pod halę, załatwić rzeczy i wracać.

Poczekaj, bo na pewno w tym momencie ktoś, kto słucha tego podcastu, będzie chciał, abyś wytłumaczył, jak to jest, jak w ogóle nagle, jak lądujesz w takiej sytuacji, że przewozisz, rozumiem, jakieś prywatne rzeczy Iggy’ego Popa.

Iggy Pop go followuje na Instagramie.

To, to, to jest.

Zatkało kakao?

No, no trochę tak, powiem Ci.

Mnie też.

Jak ja zauważyłem, to mnie też.

Słuchajcie, ja powiem taką rzecz, dużo rzeczy, dużo spraw nieciekawie zrobiłem i też się rozliczam z tym.

Mam wiele za tych nieciekawych zdarzeń za sobą.

Poczekaj, jeszcze jedno rzeczy powiem, bo tego nagle takiego, wiesz, tego Wojtka Friedmanna, co tak nagle wszystkich czaruje, że on jest jakiś taki w ogóle nieodpowiedzialny i tu nie ten i taki w ogóle właśnie performuje to w ogóle, że jest taki, wiesz.

Oszust to takie jest słowo wiesz.

Oszust, co to jest?

Nie, to jest taki niepewny, taki nieporadny.

Jednak nagle, bo ja Iggy Pop, człowiek poważny, bez dwóch zdań, nagle ufa mu na tyle, żeby przewieźć, powierzyć mu przewiezienie swoich prywatnych rzeczy z miasta punktu X do punktu Y w Europie samochodem.

A więc to jest tylko i wyłącznie kwestia opowieści.

Jakbym opowiadał to tak, jak w tej chwili macie za ciekawą, za ciekawą, za ciekawość macie w oczach i jesteście po prostu, chłoniecie każdy wyraz, bo jest ta umiejętność może z mojej strony również opowiadania o tym.

A sprawa jest bardzo prosta.

Jest ktoś, kto jest w managemencie tego artysty, kto się zna z nim wiele lat, kto mnie zna i to zna mnie od dobrej strony, to znaczy ma do mnie zaufanie, jak mało osób, ale ma.

Znamy się ze sobą całe życie, jesteśmy dla siebie bliscy.

Zacząłem mówić w pewnym momencie, że wiele rzeczy mam na plecach, noszę złych zdarzeń, które zrobiłem, które wręcz się gdzieś tam odbijają czkawką do tej pory, ale staram się od wielu lat być osobą dobrą i pomagać i to mi kurwa wraca.

I to mi wraca i ja wiem dzisiaj, że dostając pomoc od osób bliskich ja nikogo nie wykorzystuję.

I to wiem w stu procentach.

Ja sobie tego nie biorę na siebie, że ktoś mi pomógł, a ja już następny „a kurwa, tego też oszukałem, że nie mam pieniędzy, a on wziął i mi pomógł”.

No nie jest tak.

Ja również wielu osobom pomagam i wiem, wierzę w karmę, wiem, że to wraca.

I na tej zasadzie mi się żyje dzisiaj.

Co mogę, oddam od razu.

Czy serce, czy czas, swój, najcenniejszą rzecz, czy umiejętność.

Wszystkim ja pomagam, ale dlatego, że to do mnie wraca wszystko.

Ale Wojtek, ale jeszcze bym trochę to tak…

Proszę cię bardzo, Kuba, ja mam czas. …pół centymetr dalej jeszcze zostało, ale jeszcze mamy jeszcze jedno jak się skończy.

Wbiłbym tę łopatkę pół centymetra jeszcze głębiej w ten żwir, ale rozumiesz, tak jak my ci powiedzieliśmy już w tym podcaście, że wydając twoją książkę my ci nie pomagamy.

Ja tak nie traktuję np. wydania twojej książki, że ja ci pomagam w jakikolwiek sposób, bo ja po prostu wierzę w tę książkę.

I jako w ogóle wydawca, jako ktoś, kto się książkami w życiu zajmuje, to jest książka, w którą ja np. wierzę.

I że mogę ją wydać, to w ogóle super.

Ale to ja nie myślę o tym, pomimo, że cię bardzo lubię prywatnie, nie myślę o tym, że to przy okazji ja ci jakoś tam pomogę.

Nie, nie, to w ogóle nie robi się takich rzeczy jak wydawanie książek komuś, żeby mu pomóc.

I tak samo myślę, że ten ktoś, kto ci powiedział, weź Wojtek pojedź do tego Paryża, przewieź te rzeczy tego Iggy’ego Popa, to i odzywał się akurat do ciebie, ze wszystkich ludzi, których zna i których miał do wyboru, a na pewno miał dużo, pracując w managemencie tak dużego artysty, też sobie pomyślał, a wezmę temu Wojtkowi, akurat pomogę mu.

No tutaj akurat tak, no.

W wielu sytuacjach się zgodzę z tobą.

Wielu jest takich, że to jest po prostu interes do zrobienia.

Coś ja robię, coś dla kogoś, okej, super.

I bardzo się z tego cieszę.

Nie wierzę w siebie, bo mam cały czas zachwianą tą wiarę, ogromnie.

Pewnie od niej zaczęły się w ogóle wszystkie kłopoty, które miałem, rodząc się, mając ogromne szczęście, że miałem dom taki, jaki miałem, wszystko było super, to ja poszedłem w stronę gdzieś tam krzywą, dosyć, przy zaburzonym obrazie swoim własnym.

To, co mówiliśmy w pierwszej części naszej poprzedniej, znaczy się, naszej rozmowy, do tej pory mam.

I to, że te kompleksy, że jestem zbudowany z tych kompleksów i z lęków, to jest jeszcze długa praca przede mną.

To też jest proces.

Możliwe, że któregoś dnia wstanę i powiem, kurwa, no już nie, już wystarczy.

Dzisiaj się cenię.

Ja wiem, na przykład, że robię super zdjęcia i chuj może one technicznie nie są wcale fajne, ale ja je lubię.

I nigdy nie zmienię takiego zdania, że ktoś mi przyjdzie, ktoś to się zna i mi powie, one nie są dobre.

No i w dupie mam, ale mi się podobają, więc jest część rzeczy, w której ja wierzę, że mam wartość, że coś, co ja robię, jest super.

Ale swoją umiejętność opowiadania chyba też wierzysz.

Też wierzę, jasna sprawa, jasna sprawa, wierzę w to, ale jest dużo rzeczy, w których jestem kurwa tak zakompleksiony i takie mam problemy, żeby przyjąć, że nawet jak mi o tym powiesz coś ten, to ja już mam, kurwa, bujam się na tym fotelu i tak, co on pierdoli, wie, że to wcale tak nie jest.

Jest to zaburzenie psychiczne, no ale inaczej byśmy się nie spotkali w miejscu tym.

A to jak najbardziej.

No, więc to zawsze przyjemnie, że tak trzech zaburzonych się spotkamy.

To czasami, wiesz, bo to czasami aż takie nawet agresję w tobie budzi, nie?

Bo na przykład we mnie, czasami budzi, jak ktoś na przykład mnie właśnie pochwali za coś takiego, co ja, wiesz.

Większą mam strefę komfortu myśleć o sobie, że ja w ogóle to tak jestem w tym, wiesz, cienki.

Przykra rzecz, ale tak jest.

Przykra rzecz chyba nawet nie dla nas, tylko dla bliskich, bo ostatnio sobie też rozkminiałem, że mam super osobę koło siebie i kurczę, że jej musi być głupio, że ja cały czas jestem wycofany w tych rzeczach właśnie, na przykład wiary w siebie.

Że to ty patrząc, ja to wiem po Szymonie, po swoim synu, który on mi czasami mówi, że ja to zrobiłem źle.

Ja mam ochotę go po prostu podejść, jebnąć i powiedzieć, kurwa, człowieku, tak zajebistego typa w rozmowie, w wyobraźni, w takich rzeczach, które w tej chwili jest największą wartością.

Nie znam po prostu większego od ciebie, nie dlatego, że ojciec, nie, on mnie rozśmiesza, no a on siedzi taki i to jest mój ból.

Największy, więc tak naprawdę to nie jest tylko to, że ja siedzę w kompleksach i to są tylko moje kompleksy.

Nie, no niestety bliska osoba również rykoszetem dostaje za to twoje, wiesz, nieumiejętność życia albo za jakieś tam zaburzenie, które masz wewnętrzne, które no nie do końca potrafisz przejść dalej.

No oczywiście, że tak to wszystko, z czym my się borykamy, to tak naprawdę najbardziej się objawia w relacjach, nie, bo jak się samemu, jak sobie pojedziesz na Bahamy, do Bhutanu samemu, ja też to lubię generalnie, nie, to jakby ze wszystkim tym swoim, kurcze, tym całym bagażem generalnie, inwentarzem, to jestem se sam i wtedy jest git, nie.

A rzeczywiście jak tu przyjadę, tak, ani ja, ja nie potrafię sobie dobrze radzić, w sensie, nie, jakby w domu mnie pochwali żona za coś, nie, że fajnie, nie wiem, czy, kurde, coś opowiem, czy pozbywam się coś tam w ogóle, co?

Fajnie, że wychodzisz.

No, tak.

Za coś mnie pochwali żona, a za co?

No, fajnie, że wreszcie wychodzisz.

Tak, tak, ja rzadko wychodzę, nie, ostatnio bardzo, bardzo rzadko wychodzę, kiedyś mi się, kiedyś mi się zdarzało, nie potrafię, też się kulę i się zwijam po prostu.

Ja myślę, że ty zawsze rzadko wychodziłeś.

Z domu?

No tak.

Ja od czasu jak cię znam, że tak powiem w tym trzecim życiu zawsze rzadko wychodziłeś.

Aż nie to żebym wyszedł.

Nie no, to wyjeżdżałem dużo, nie?

To nie traciłem czasu na wychodzenie.

Wyjeżdżałeś, cudo, cudo.

Nie, nie, nie, nie.

Nie traciłem czasu na wychodzenie żebym mógł wyjeżdżać.

Tak jest, nie mogłem pojechać.

No stary, no po co?

Po co miałem wychodzić?

Albo ty myślisz co, że wychodziłem, że na melaż jakiś?

Kurwa na mitingi zacznijmy chodzić lepiej normalnie, a nie?

No właśnie, niekoniecznie trzeba na melaż z domu wyjść.

No.

Spójrzmy na sposoby spędzania wolnego czasu.

Nie wiem, Julek gdzie, no.

Na Białołęce ostatnio byłem.

Na Białołęce.

Ostatnio byłem.

W lesie byłem dwa razy w piątek.

Bardzo byśmy państwa, przepraszam, bardzo byśmy państwa prosili, że jak ktoś zna jakąś formę spędzania wolnego czasu to żeby powiedział tutaj, bo jest już 17 sezon, a my na ryj nie wiemy co mamy robić, jak się skończyły zaburzone chmury.

No właśnie, ale spędzanie wolnego czasu to jest w ogóle kurczę super sprawa.

No i ty jakby teoretycznie potrafisz ten wolny czas spędzać.

Ja mogę o tym w kółko mówić, naprawdę, ja mogę o tym w kółko mówić, bo też mówimy o tych finansach.

No ktoś się może zapytać, dobra, ale czekaj, czekaj, ale z Hondurasu do Salwadoru, no to ja mówię, no normalna autokar 165 zł, jak chcesz jechać tym chicken busem, no to albo autostopem to dojedziesz za 10 dolców.

Więc to są ceny na świecie, który nie jest Paryżem, który tak naprawdę ta wartość tych 10 dolarówki jeszcze to jest 10 dolarówka, to jeszcze za nią dużo zrobisz, a zwłaszcza w Ameryce Środkowej.

I to nie jest tak, te szukanie po śmietnikach banana, nie, nie, to jest normalna rzecz, no ten pieniądz jeszcze ma wartość gdzieś dalej jak pojedziesz.

A ty tak w dawnych czasach to też tak dużo podróżowałeś?

Nie, tam w tej książce sobie przypominam dokładnie moment, w którym powiedziałem, że trzeba coś takiego zmienić.

Jeździłem, podróżowałem, ale zawsze był to właśnie kierunek ten do Ameryki Północnej, do tego Nowego Jorku, który też traktuję jako drugie moje miejsce na ziemi.

Właśnie dzisiaj policzyłem, ile musimy sprzedać książek, żebym ja tam zamieszkał.

A czyli już kalkulujesz?

Już kalkuluję, mówię, zmienia się coś.

Czyli już księgowa czuje twój oddech.

Prosimy o kupienie 132 tysięcy egzemplarzy.

Tak wyliczyłem. 132 tysięcy egzemplarzy.

A co my, musimy.

Słuchajcie.

To chociaż dwóch egzemplarzy.

Jest to robialne.

Słuchajcie dwóch egzemplarzy chociaż.

Słuchajcie, kupujcie, kupujcie książkę Wojtka, bo ta książka jest po prostu super, jest super wzruszająca po prostu i naprawdę może popchnąć kurczę do poszukania czasu wolnego w życiu, nie, bo to jest kurde człowiek, który odnalazł czas wolny tutaj.

No, człowiek, który odnalazł skarb.

Tak.

Największy skarb.

No, to jest czas.

Ja jeszcze mam taką jedną dygresję a propos tego właśnie, tego poczucia własnej wartości, tego poczucia, że w ogóle jestem gorszym.

Jakoś to mi się tak składa też, chciałem na chwilę jeszcze do tego pisania tej książki w tym telefonie, bo z jednej strony okej, my się tak trochę z tego nabijamy, nie, że dobra, tam wziął, napisał książkę w telefonie, Word go wkurzył, bo nie wiedział jak licencję odkupić i odsuwając na chwilę na bok, że redaktorka jest na skraju załamania nerwowego tej książki, ale trzeba to powiedzieć.

Nieprawda, Ola, nieprawda, oni mi łamią serce jak tak mówią.

Słuchaj, no jest jak jest, wiesz.

Ola z mężem tacy, to jest mój drugi dom.

Ja tam zaraz napiszę następną książkę, żeby tam do nich się znowu wprowadzić.

Tak, ale chciałem to wypowiedzieć, ale na chwilę to odsunąć, bo chciałem powiedzieć o czymś jednak innym, bo wiesz, bo to też jest tak, że dobra, my tu śmichy śmichy pisze książkę w telefonie, ale z drugiej strony ja wam powiem taką rzecz.

Jak ja kiedyś, wiele lat temu i całą moją właściwie młodość, bawiłem się w robienie muzyki elektronicznej, jakichś bitów, jakichś elektronicznych utworów, techno i tak dalej.

Bardzo długo w ogóle się tym w życiu zajmowałem, bardzo amatorsko.

I w pewnym momencie przestałem to robić, bo po pierwsze zacząłem pisać i to pisanie dużo szybciej zaczęło przynosić jakieś takie wymierne efekty, typu że na przykład mogłem się z tego bardzo szybko w jakimkolwiek stopniu utrzymać, ale też miałem taką refleksję, że im bardziej się tym interesowałem i im więcej to robiłem, to tym bardziej rozumiałem, że ja to robię jakoś kompletnie w ogóle od czapy strony, że ja się nie umiem nauczyć tego dobrze robić, bo ja się sam uczyłem tych wszystkich programów i ja też nie znam, nie umiem grać na przykład na pianinie, nie umiem akordów.

Czyli nut, zapisu nutowego nie znasz.

Nie znam nut, nie.

Ale to nie było dla mnie takim samym problemem, nawet jak to, że ja zawsze tego programowania, czy tych w ogóle pluginów, czy czegoś, zawsze to jakoś uczyłem się tego sam.

I potem jak rozmawiałem z innymi, którzy tak po bożemu się tego uczyli, to mi wychodziło, że ja to robię jakoś tak zawsze jakoś nieporadnie, od w ogóle dupy strony i jakoś w ogóle jestem ułomny, jeśli o to chodzi.

Chociaż mi się tak naprawdę przez wiele bardzo lat wydawało, że jestem ułomny, jeśli chodzi o wszystko tak naprawdę.

Ale niedawno zacząłem rozumieć, że poza wszystkim, że to myślenie jest w ogóle jakieś strasznie głupie, bo to w ogóle nie ma znaczenia, liczy się jakiś tam efekt.

A po drugie zacząłem na przykład, wiadomo dalej się interesuje też muzyką zawsze jako słuchacz i ostatnio słuchałem wywiadu z Madlibem.

Ktoś nie wie kto to jest Madlib, jeden z takich najbardziej znanych, kultowych, potężnych producentów jakby muzyki hiphopowej i około hiphopowej.

Bardzo taka w ogóle ikoniczna, wręcz taka mistyczna postać i słuchałem jakiegoś podcastu, czy jakiegoś wywiadu, że siedzą ci tam goście, hiphopowcy i siedzi ten Madlib i mówią tak właśnie o produkowaniu kawałków.

I wszyscy sobie wyobrażają, że taki gość jak Madlib to ma jakieś takie ogromne studio, wielkie, wiesz, mnóstwo sprzętu, 100 keyboardów, jest takim totalnym czarodziejem i musi to wszystko obsługiwać i tak dalej.

I się go pytają, a ty jak ty w ogóle na przykład zrobiłeś tam jakąś taką, taką, taką ostatnią płytę?

A on mówi na iPadzie, mówi ja od 15 lat robię całą swoją muzykę na iPadzie.

A te wszyscy tak na niego patrzą, wiesz, zaraz jak to na iPadzie?

On mówi no, ale też ten iPad i do niego są podłączone jakieś w ogóle inne rzeczy.

On mówi nie, ja wszystko robię w ogóle na iPadzie.

Ale tak jak mówię, oni rozumieją, ale dlaczego?

A on mówi no jak to dlaczego?

Gdzieś nie potrzebujesz niczego więcej, wszystko czego ja potrzebuję do tego, żeby zrobić swoją muzykę, która w sumie jest bardzo prosta i jakby jest oparta tylko na tak naprawdę jakimś samplowaniu innych rzeczy.

Wystarczy mi ten najprostszy program, który jest wmontowany w iPada.

Ja nigdy w życiu nie używałem od 15 lat niczego w ogóle innego i nigdy nie będę używał niczego innego, bo mi się nie chce.

I jakby nagle, wiesz, miałem taką w ogóle małą epifanię i że aha, okej.

Epifania to też ładne imię, tak jak ta dopamina.

Tak, tak.

Córki tak może nazwę, jak będę miał kiedyś.

Znaczy mam córkę jedną, ale jest już nazwana, więc kiedyś może będę miał kolejny nazwę.

Epifania i dopamina.

Nie wiem do czego miał doprowadzić ten wywód, ale chyba może do tego, że kurcze można napisać w ogóle świetną książkę w telefonie i co z tego.

Nie musisz mieć tej umiejętności, o której zdajesz się.

Chciałeś powiedzieć czyli tego wszystkiego, że jeżeli nie znasz nut, no to już nie powinienem robić czy coś.

Tak, tak.

Widziałeś tą rolkę jak Madlib wchodzi na scenę jak jest Alchemistem?

Widziałem, widziałem.

Bardzo piękne to było.

Wzruszające.

No, wzruszające.

Naprawdę fajne.

Tak, ale to znaczy, to nie wiem czy to jest taki przykład jeden do jednego, bo tu Wojtek te nuty zna, które są potrzebne do napisania książki.

Też, też prawda.

Jakby wiesz, jakby umiesz opowiadać, więc tę książkę…

Ty, komputer.

No, trzeba było z ciebie wiesz, trzeba cię było namówić na tę książkę zdecydowanie.

A czy te dwie poprzednie książki, które są jakby miłymi, lekkimi, takimi Wojtkowymi, takimi opowieściami, takimi, które wydawałoby się są jakby tak sprzężone z tobą, z twoim rodzajem opowiadania generalnie.

To ta książka coś w twoim procesie twórczym w ogóle zmieniła jakby, jak po tej trzeciej książce, która jednak jest inna od tych dwóch poprzednich się czujesz jako pisarz?

Coraz więcej rzeczy widzę, co można zrobić z książką.

Pisząc i potem redagując.

I na przykład rzeczy, które, super rzeczy, które teraz z Olą robiliśmy przy pracy przy tej trzeciej książce.

I propozycje, żebym słuchał, a może zrobimy to.

I wiesz, łącznie z tym gdzieś tam zabawą z czasem, że nagle jest inaczej to wszystko.

Fajne i to mi otwiera.

I to mi dopiero jak wychodzę stamtąd, to mi ok, a może skorzystam przy następnej i zrobię dokładnie to.

Więc jakiś taki zabieg.

Więc to mi się bardzo podoba, że to idzie w tą stronę.

Ja miałem szczęście, bo pierwszą moją książkę miałem też super osobę, która mi pomagała redagować, która w ogóle uważam, że tak mogę powiedzieć, że sukces, bo dla mnie był sukces, że ta książka tak super wyszła ta pierwsza.

To też jest połowa sukcesu.

To był bardzo duży sukces ta książka.

Waśka, nie oszukujmy się.

I to super, to jest ta pomoc, którą dostałem od Marty przy zredagowaniu tej książki, której w ogóle jest do tej pory mam wdzięczność milion i bardzo lubię tą książkę.

I nie czytam już jej całej, ale sobie otwieram w którychś momentach i sobie przypominam.

I też przypominam sobie pracę, jak ona wyglądała, gdzie, co ja chciałem.

Więc to jest fajne przy tych książkach, to co Kuba powiedział, że to lubi pisać.

Ja ten proces sam pisania też dużo bardziej wolę niż właśnie redakcję, a już potem nie…

Wydawanie książek jest najgorsze.

Wydawanie książek jest jakiś… za karę.

Książkę piszesz tutaj, piszesz w nagrodę, a tam to piszesz za karę nagle.

Ja jak wydaję książkę, to staję się tym takim małym zestresowanym Julkiem znowu, z taką cykliczną, takim tym po prostu.

Jakby znowu wracam do tego, a jednak niby mnie nie interesuje co ludzie pomyślą, ale jednak znowu czuję to w brzuchu.

No bo też jesteśmy trochę cały czas…

Ja, jak się chcę być traktowany jako twórca, no to się nastawiam tą mordę mam na oklepanie, jak coś się komuś nie spodoba.

Bo takie czasy są i każdy ma prawo do tego swojego zdania.

Główno masz prawo, tam nie masz IQ takiego, to powinieneś mieć wyłączony internet.

I to jest moje zdanie i cześć.

Ale jednak wiąże się to z tym, że ci ktoś może nasrać w recenzji, ktoś to się zupełnie nie zna, a ty masz po prostu później, no i masz te lubimy czytać czy inne te portale.

Tam ja nie zaglądam, ale wiem, że to jest, bo już rozmawiałem z dwoma osobami, które wydają i tam jest.

No i dawałem przykład już tego, że przy jakiejś książce mojej jest jedna ocena była „Nie traćcie czasu, największe gówno jakie widziałem” i potem patrzyłaś tylko recenzja mojej książki, no więc dlatego to jest obraz w tej chwili tych czasów, że ktoś ci może to napisać.

I naprawdę, no to chyba w domu powinno się wśród najbliższych zebrać tą ocenę albo usłyszeć co mają do powiedzenia a propos twojej pracy, a propos twojej twórczości.

I się tymi ludźmi przejmować, twoim towarzystwem, twoim środowiskiem, kumplami.

I też tak naprawdę, ja miałem bardzo długo problem z tym, że tylko lubiłem ludzi, którzy mnie lubią albo cenią.

Nie potrafiłem się otworzyć nawet, że ktoś może powiedzieć coś takiego i ja już go miałem za chuja, bo jemu się nie podoba to co ja robię.

No kurcze, jakie to jest strasznie ciężkie, przejść to dalej.

I dzisiaj mi jest fajnie z tym, że ja się jaram tym, że w ogóle nie jestem dla kogoś.

No i dobra, no i ma prawo, to nie jest tak, że ja wszystkich lubię, a tak byłem głęboko zaciśnięty w tym, że oddaję wdzięczność albo daję przyjaźń, jak ktoś dopiero powie, ale piękne zdjęcie zrobiłeś, no to ja już go lubię.

Ale to wiesz, tacy ludzie jak my mają bardzo duży problem z byciem, na przykład kiedy właśnie robisz, jesteś taką osobą jak my.

Czyli coś tworzysz i potem to wystawiasz pod opinię publiczną.

I to nie jest obojętne, w tym sensie, to nie jest tak, że ty prowadzisz firmę, czy pracujesz gdzieś, tylko po prostu wypuszczasz coś i od tego odbioru też zależy, potem nie wiem, różne rzeczy zależą od tego.

I wiesz, bardzo trudno jest jakby powiedzieć sobie, wymaga to jakiejś dużej, kurcze, stabilności emocjonalnej, którą mało kto ma z ludzi, którzy zajmują się tworzeniem zawodowo, żeby jakąś krytykę, kiedy ktoś cię krytykuje, to tak naprawdę wytłumaczyć sobie samemu, że ta osoba nie chciała ciebie osobiście zranić.

Ona nie chciała ciebie osobiście skrzywdzić, podejść do ciebie i ci walnąć.

Ona po prostu jakby coś, to jest też, mówię zwłaszcza o takich ludziach, którzy to zawodowo oceniają, oceniają to za pieniądze, tak?

Ale ci, którzy to robią jako, wiesz, po prostu jako tacy czytelnicy, userzy i tak dalej i myślę, że za pomocą takich portali agregacyjnych, bo właśnie to lubimy czytać, to też nie jest do końca tak, że ktoś po prostu sobie pomyślał, usiadł i to napisał z taką intencją, ale ja wezmę po prostu temu Żulczykowi naprawdę teraz go, ale go będzie, bo ale będzie go bolało, ale będzie jakby, nie no, dużo ludzi też takich normalnych ludzi, którzy idą po prostu i na przykład, dajmy na to, kupują książki, potem je czytają, to też patrzą na to trochę transakcyjnie, że skoro kupili to mają pewne oczekiwania i potem te oczekiwania były spełnione albo niespełnione i albo coś trafiło ich w jakieś tam preferencje, albo nie trafiło, albo wysisz trzy dychy, no i już. – Tak, ale to też nie jest tak, że jak ja kiedyś swego czasu namiętnie oceniałem filmy na FilmWebie, to sobie wyobrażałem, co se Scorsese pomyśli, jak zobaczy, że ja mu dwie gwiazdki dałem. – Ale on cię szuka od jakiegoś czasu, nie wiem, czy wiesz.

Nie wiem, z którego filmu, ale cię szuka podobno. – Widziałem taki, ale szedł mały, taki się rozglądał. – Julka widziałeś? – Średnio, średnio. – Nie, nie widziałem. – Średnio jesteśmy przygotowani, ale ogólnie wydaje mi się, że nikt nie jest przygotowany na ten nadmiar bodźców, jakie teraz dostajesz, nie?

Bo jakby już zostawiają coś, w sensie nikt.

I teraz jak ja sobie parę razy, mnie to bardzo ciekawiło, no bo my niejako zawodowo właśnie, tak jak mówisz, wystawiamy się na to, że co chwila jakiś feedback tam dostajemy, najbardziej, najczęściej, jakby ty zawodowo.

Ja to w tej chwili tylko jakby przy naszym podcaście, prawda? – Ja się wdałem ostatnio w straszną drakę dotyczącą naszego podcastu. – Naprawdę jest jakaś draka dotycząca naszego podcastu? – Tak, na Facebooku była. – Jak nie talerz, to podcast do was. – Jest taki fanpage takiego, no takiego gościa, który sobie robi taką krytykę jakąś tam kultury.

Bardzo jest w tym taki, no nie chcę być przemądrzały, bo go od razu skrytykuję, ale jest taki bardzo, powiedzmy, akademicki.

No i napisał taką notkę o naszym podcaście, którą ktoś mi podesłał, która, moim zdaniem, jest taka głupota.

Po prostu były popisane w sensie nieprawda.

Że on tak puścił na nas taką krytykę z takiej okazji, która, mówię o tym akurat, bo to też jest trochę a propos książki Wojtka w pewnym sensie.

Znaczy Wojtek, ty tam nie oberwałeś, ale to jest w pewnym temacie.

Że my tak naprawdę to jesteśmy takimi gośćmi, że my tutaj udajemy jakichś takich w ogóle apostołów dobrostanu, a tak naprawdę to my tutaj gloryfikujemy bardzo ten taki, właśnie że my uprawiamy taką bukowszczyzno chłaskoida…, chłasko…

No że my po prostu gloryfikujemy to takie, że kiedyś trzeba było upaść, wyczołgać w błocie, najebać, a dopiero potem…

A że mitologizujemy to i tak naprawdę jest to, wiesz, szkodliwe.

Mniej więcej tak ci streszczam to, co powiedział ten autor.

No ja się dałem z nim dosyć mocną drakę, powiedziałbym w komentarzach.

Oczywiście jakby to było…

Nie użyłem żadnych brzydkich wyrazów i nie zaatakowałem go ad personam, tylko po prostu jakby tak zaczęliśmy sobie jakoś tam dyskutować, ale było to takie w pewnym momencie, że to już nie była, tylko widzisz, to już nie była taka emocja, i może to jest o jakimś, nie wiem, moim postępie i tak dalej, że to już nie była taka emocja, ta dyskusja z tym człowiekiem, że o matko, ale on jest złośliwy, zły, on chce mnie po prostu tu skrzywdzić, przekopać, pokaleczyć, nie?

Tylko to już było coś trochę innego, to była dalej złość, ale to była taka złość…

Kurde, gościu, jak bardzo można nie rozumieć podstawowych rzeczy.

Jak bardzo można nie kumać czegoś, co jest takie po prostu, że dwa plus dwa równa się cztery i jak bardzo można wszystko w ogóle, wiesz, stawiać na czubku, nie?

O, i właśnie a propos białe i czarne.

I co to tak jest?

Tu nie można jakiś kolorów włączyć, jak tak jest czarno-białe cały czas.

Ale ty się tak na szaro ubrałeś.

To może byśmy pokazali państwu, jak ty jesteś na szaro ubrany.

Włączmy kolory jakieś w tym odcinku.

To możemy na chwilę włączyć.

Dobrze, włączmy.

Ale na Wojtka tylko.

Tylko na Wojtka.

Ale co, że ogólnie, że szkodliwy podcast robimy?

Szkodliwy i że w ogóle my funkcjonujemy, jesteśmy takimi właśnie kapitalistami, a to, co my robimy, nie powinniśmy… no to w ogóle już absurdalny zarzut, tak?

Ja się zgadzam z tym.

Że nie powinniśmy, na przykład ludzie, którzy robią takie rzeczy jak my, to nie powinni pieniędzy na tym zarabiać.

Jeśli ja go dobrze zrozumiałem, bo on jednak wysławiał się, on te swoje teksty pisał, ten facet, takim językiem książki społeczeństwa o spektaklu.

Ja teraz raportuję ci to, przekładając to na normalny polski, bo on używał samych wyrazów dwudziestosylabowych.

Proszę zaprosić tego pana tutaj.

Zaprosimy pana.

Proszę zaprosić pana tutaj.

Może tak.

Ale ciebie też.

Dobrze.

Dobra.

Ale ja nie siedzę z nim na jednym siedzeniu.

Ale no dobra, no to super, że na Facebooku dzieją się takie rzeczy, ale…

Dzieją się, dzieją się, jest ciekawie.

Tak ci mówię, dzieją się, jest ciekawie.

To ważne, ważne na pewno, że nas kapitalistami ktoś nazywa, trafnie.

Czy ja mogę pytanie jakieś zadać teraz?

Proszę bardzo.

Co piszesz?

Co ja piszę?

Tak.

Co ja piszę, to ja nie mogę powiedzieć.

No i dlaczego?

Nie mogę powiedzieć.

Kuba, co piszesz?

Nie mogę powiedzieć.

Ale nie mogę powiedzieć.

No aleśmy pogadali sobie.

Ale no dobra, ale nie możemy powiedzieć.

Ale oprócz tego, co mogę powiedzieć, co…

Co byś chciał napisać jako następną rzecz, tak możesz?

Nie to.

Po tej, o której nie mogę powiedzieć.

O której nie możesz.

Ale nie, mogę powiedzieć tak, że teraz dokonałem takiej czynności autoredakcji książki pt.

„Relaks amerykański”, która wyszła 10 lat temu i wyjdzie na nowo.

Znowu.

Tak.

Jako kapitalista wydam ją sam.

Tak.

Z kolegą.

Tak.

To tak.

Później nie mogę powiedzieć.

No i mam jeszcze taką książkę, którą trudno mi jest pogodzić z byciem prezesem firmy.

Ale no mam te podmiejskie terytoria zamorskie, które muszę skończyć.

I muszę wam powiedzieć, że pomimo faktu obrażenia się na pisanie pewnego albo na jakby na pewien czas…

Tak, bo ty obrażony byłeś bardzo.

To ja pisać lubię i zawsze lubiłem.

W sensie jest to coś, co mnie porywa.

Jest to jedna z większych przyjemności w moim życiu.

Oprócz może czytania też książek i podróżowania i zabawy z dzieciakami i chodzenia po lesie i gadania z moją żoną.

I całej masy różnych rzeczy.

Ale to też mnie porywa.

Bardzo się cieszę, że to powiedziałeś teraz.

Też mnie porywa.

To jest niesamowite.

Łzami tak pociekła wiesz?

Bardzo się cieszę, że to powiedziałaś.

Ja lubię ucieczkę.

Lubisz ucieczkę?

Tak.

Od zobaczenia filmu „Mistrz kierownicy ucieka” już wiedziałem, co ja będę robił w życiu i ja se uciekam.

Też jest to moja spora umiejętność, nie?

Uciekanie po prostu.

I też w pisanie też se można uciec jakoś, nie?

Ale już lepiej uciekać w pisanie i do Bhutanu niż… no wiecie.

No wiadomo gdzie.

No wiadomo o czym mówisz.

Ja nie wiem, czy ja się oduczę jakoś.

No już pewnie trochę mam w ryzach to swoje uciekanie, nie?

Ale jedna rzecz mi się przypomniała jakoś tak…

Bo a propos różnych, na przykład tam przejawia się jakaś gazownia albo rachunki i tak dalej.

Powiem wam jedną rzecz.

Generalnie ja człowiek, który jest w tym procesie trzeźwienia lat 12 niby życie dorosłe, wiesz, życie dorosłe prowadzę.

Osiadłe, nie?

Nie wychodzę z domu, nie wyjeżdżam już z domu.

Jak wyjeżdżam to do przedszkola tak.

Zsiadłe.

Życie zsiadłe.

No ale takie już…

No i wiecie.

No i jak każdy z nas przeskrobałem w życiu i miałem różne perypetie, które później się za mną ciągnęły.

Te perypetie nazywały się komornicy, sądy i tak dalej i tak dalej i różne duże kwoty.

No ale umówmy się to było w chuj dawno.

A ostatnio przyjeżdża do mnie mama i mi wręcza „a tu synuś takie coś przyszło na Gocław”, nie?

„Kurwa, polecony ZTM” Ja otwieram, a tam „Panie kurwa Strachota, tam dwa tysiące z hakiem za nieposiadanie biletu w roku tam” „Dwa tysiące chyba, nie pamiętam, dwa tysiące dziesiątym chyba coś takiego” „Jakbym dostał, wiecie, list z innego życia po prostu” „Ja sobie myślę, kurwa, ile lat to kisicie, po prostu nie mogliście mnie dorwać wcześniej” No ale to te odsetki by nie narosły.

Nie, no to te odsetki narosły po prostu, bo tak, powiem wam, było tak dziwne uczucie takie „Jezu, jakie to głupie, boże” Naprawdę miałem takie poczucie, że po prostu z innego wymiaru coś do mnie przyszło, jak mnie przywołało po prostu na chwilę „Ok, czyli jednak jeszcze tam się na mnie zasadzają” Albo ja sam się zasadzam na siebie z przeszłości, ale to nic, no jakby Nie wiem, a byłem przekonany, że na pewno, przecież tam mi wysyłali już coś z tego ZTM-u tam 10 lat temu Kiedyś na pewno Ale za inny autobus, a tu za tramwaj A to było może za 111, nie?

Za 111 i pojawiają się takie historie, które po prostu przywracają mnie do siebie samego trochę niejako No i przyszedł taki list Ale to śmieszne jest to, że coś, co mnie tak stresowało potwornie kiedyś Wydawało mi się jakby codziennie informacje o moim upadku przychodziły do skrzynki pocztowej, listonosz Po latach, no ok, tak było, możliwe, jakby zapomniałem, ale możliwe Taka zgoda się we mnie pojawiła na swój żywot dawnym No ale to wiesz, bo ta książka, którą ty napisałeś teraz Wojtek To jest w pewnym sensie, że sam sobie wysłałeś taki list ZTM-u Wysłałeś go sam do siebie, ale też wysłałeś go w ogóle tutaj do szanownej publiczności Jest na pewno lepsza literatura niż taki tradycyjny list ZTM-u, bez w ogóle wątpienia żadnego Ale myślisz, że kurczę tak dla ciebie, my już chyba zadaliśmy ci to pytanie, ale zawsze warto dobre pytanie zadać dwa razy Myślisz, że ona ci pomoże na przykład w takim, że pewne rzeczy, które tam są opowiedziane Historie, które tam są podane, że ty takie po prostu wiesz, położył tak po prostu, no kurczę Szukam odpowiedniego słowa, że trochę odpuścisz sam sobie dzięki tej książce?

Jest kilka zdań w tej książce, które na pewno mi pomogą Pomogą mi w takim, w gorszym stanie To znaczy ja dokładnie wiem, zacytowałem, to też był stan w jakimś tam się znajdowałem Na przykład pisząc o nawrocie w chorobie, który jest normalny jak zmiana pogody Może on nastąpić, nawet jak dbasz o siebie, to też dosyć ważna rzecz Kiedyś rozmawialiśmy o tym, o nawrót, nawrót znaczy, że a nie zadbał o siebie, ten halt nie przestrzega No nie, przestrzegając halt też ci może przyjść nawrót choroby, możesz mieć głody alkoholowe, możesz mieć głody inne I na przykład ja chcąc, żeby ta książka też pomogła, napisałem o kilku zdarzeniach takich, jak ja byłem w tym nawrocie, co się działo No bo dla mnie też, oprócz wszystkich tych śmiesznych rzeczy, heheszków i innych podejścia luźnego do tematu Ja dalej uważam, że jestem chory śmiertelnie, to jest śmiertelna choroba i dalej mam to poczucie tego niesienia pomocy tak naprawdę I stąd też ta książka się wzięła i tylko chcę powiedzieć, że ona ma strony wręcz, albo ma zdania takie, które ja również jak je teraz czytam Albo jak je przeczytam w tym złym moim nastroju, to sobie dokładnie cofnę się do tego momentu, żeby wiedzieć, okej, spokojnie, wszystko jest tak jak powinno być Idź dalej tą drogą, po prostu i mam takie zdania, a zwłaszcza ta końcówka, która dokładnie pokazuje stan zły I dlaczego, niezrozumienie, cofanie się w tym wszystkim, nakręcanie się złym nastrojem, spadkami nastroju, smutkiem, taką rzeczą, którą dosyć często robię Która jest niedobra dla mnie, czyli użalaniem się nad sobą, to są wszystkie rzeczy, które wcześniej rozumieliśmy Pewnie osoba, która skończy studia takie w kierunku pomagania ludziom uzależnionym, czy terapeuta, będzie wiedział, że ten mój brak pieniędzy to jest tak samo po to czasami, żebym ja się też dołował tym To też nie jest, to jest też bardzo potrzebna rzecz dla mnie, Wojtka, alkoholika i narkomana, że jest źle Nie masz pieniędzy i jest źle, no to jak jest źle, to ja już, o kurwa, to koniec To jest następna sprawa, nie rozmawialiśmy o tym, to jest bardzo ważna rzecz, ja z tego cały czas nie wychodzę, bo jeszcze nie jest ten moment trzeźwienia I o tym, co powiedziałem, że zaczyna mi zależeć na tym, żeby to zmienić, to pokazuje, ok, ja już tych stanów nie chcę To są stany, które nie doprowadzają mnie do niczego dobrego, to jest tylko kawałek, że ja powiem raz, że ktoś powie, dobra jedziemy na wyjazd, potrzebujemy tyle i tyle I ja mówię, nie, nie, ja nie mam, ja nie pojadę, ja nie mam skąd zarobić tego, ja nie jadę, wracam do domu i co, jest lawina zdarzeń I ja się nakręcam tym wszystkim, no nie mam, nie mam, nie mam i do tego dojdzie ZTM, o którym rozmawialiśmy dzisiaj, czy do tego dojdzie inna rzecz Niech to będą kwoty małe, ale głowa dostaje z powrotem informacje o tym, że co, że jesteś w dupie po prostu No jak jesteś w dupie, no to będziesz się uśmiechał, nie, to będziesz zdołowany i do momentu, kiedy ja jak na gumie nie pójdę na ten miting jeden, drugi, trzeci Albo jak sobie nie zacznę rozmawiać z osobą w uzależnieniu, która dokładnie po mnie powie, czszsz, stój, stój, stój, po co ci to jest To jest stan, który jest normalny, spróbuj go zmienić, ale nie mów o nim, nie dołuj się, nie, nie, nie użalaj się nad sobą, bo to nie jest droga do tego I nagle dokładnie jest napisane w tej książce, okej, ja wychodzę, bo faktycznie gdzieś tam wyjebałem, nie mam pieniędzy cały czas A jestem dzisiaj bardziej zdołowany niż wtedy, kiedy naprawdę ich nie miałem, więc to są rzeczy, to są w tej książce takie rozdziały, które myślę, że naprawdę to jest moje marzenie, żeby móc pomóc chociaż tym osobom, które czasami do mnie piszą w tych DM-ach, których jest naprawdę bardzo dużo Cały czas, to jest tak cyklicznie, że im bliżej tej rocznicy, o której mówiliśmy, czyli 9 lat przejścia na tą trzeźwiejącą stronę mocy, wreszcie mocy Ja dużo dostaję tych informacji i jest w książce napisane kilka, nie jest to oczywiście napisane od kogo, ale to są straszne wiadomości, bardzo smutne, bardzo zmieniający nastrój I ta książka jest dla tych wszystkich Państwa, którzy napisali do mnie kiedykolwiek z problemami swoimi rodzinnymi, najbliższymi Właśnie po to, żeby czasami coś zobaczyć, może jedno zdanie chociaż pomoże wypuścić, czy w kierunku terapii, czy w kierunku innej pomocy.

To jest, po to jest ta książka.

Myślę, że lepszej puenty dziś nie będzie.

Nie będzie, nie potrzeba już nie dalej.

Kochany, ja Ci chciałem podziękować za tę książkę, że ją napisałeś.

Bardzo Ci dziękuję, że mogliśmy ją wydać, jestem Ci bardzo wdzięczny, jestem przekonany, że mnóstwo osób będzie Ci wdzięcznych za to.

I bardzo serdecznie Państwu tę książkę polecam na poodwyku.pl.

A Tobie Wojtas udanej podróży w Bhutanie, zazdroszczę.

Propan Butan.

Tak jest.

Wojtek, bardzo Ci dziękuję, żeśmy pogadali i że wydajemy tę książkę.

Wojtek Friedmann, „Mój pierwszy i ostatni raz”, kupicie ją tylko i wyłącznie na poodwyku.pl Kupicie ją w preorderze, a potem kupicie ją normalnie.

I ja naprawdę z całego serca, bardzo szczerze, mówię Państwu, że tę książkę, że warto ją kupić, to mówię jako wydawca.

Ale, że naprawdę warto ją przeczytać, to mówię jako pisarz, czytelnik i człowiek.

Dziękuję Państwu bardzo.

Ja bardzo dziękuję Wam za spotkanie, bo zawsze mi się z Wami super rozmawia.

Czy w tym miejscu, czy w takim innym, to też jest dla mnie.

I widzę wersacze.

Tak jest, no to Cię zaprosimy jeszcze może kiedyś.

Proszę o kolory.

Kochani, dużo zdrówka, to był podcast Co ćpać po odwyku.

Naszym gościem był autor Newhomers, Wojtek Friedmann.

I nazywamy, to jest Strachota, to jest Friedmann, ja nazywam się Żulczyk.

Podcast powstaje dzięki Waszemu wsparciu na Patronite, powstaje dzięki partnerstwu naszemu z firmą Soti, która robi te oto serio pyszne picie.

Żeśmy sobie trochę jajca dziś porobili, ale tak naprawdę w ogóle uwielbiamy to picie pić.

Dziękujemy Soti za wsparcie, dziękujemy Wam.

Oglądajcie nas i dalej i wspierajcie rzeczywiście, jeśli macie na to ochotę, bo musu nie ma.

Dzięki.

Peace!




Zobacz inne treści

Wojtek Friedmann: wyszedłem z największego bagna i teraz możecie o tym przeczytać

Czy żałobę da się przeżyć po dwudziestu latach? Czy rzucanie narkotyków zabierze nam talent? Czego można nauczyć się na…

Krzysztof Zalewski: czy spokój jest lepszy niż haj?

Czy żałobę da się przeżyć po dwudziestu latach? Czy rzucanie narkotyków zabierze nam talent? Czego można nauczyć się na…

Może ci się podobać

ACCOUNT
Ulubione
Logowanie
Załóż konto

Na adres e-mail zostanie wysłany odnośnik do ustawienia nowego hasła.

Twoje dane osobowe zostaną użyte do obsługi twojej wizyty na naszej stronie, zarządzania dostępem do twojego konta i dla innych celów o których mówi nasza Polityka prywatności.

Password Recovery

Zapomniane hasło? Proszę wpisać nazwę użytkownika lub adres e-mail. Wyślemy w wiadomości email, odnośnik potrzebny do utworzenia nowego hasła.

KOSZYK 0
Dodano do listy ulubionych! ZOBACZ ULUBIONE